subcommandante |
Diabeł bez wideł |
|
|
Dołączył: 08 Lip 2005 |
Posty: 76 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: z otchłani i czeluści |
|
|
|
|
|
|
Z członkami zespołu Motorbreath miałem przyjemność porozmawiać po ich koncercie w warszawskim klubie Metal Cave. Rozmowa odbyła się w samochodzie Grzymoxa (gitara), do którego wpakowaliśmy się w 5 osób z braku innego spokojnego miejsca. Wpłynęło to niewątpliwie na atmosferę wywiadu, która była naprawdę świetna. Ja w każdym razie bawiłem się znakomicie, a sądząc po dobrych humorach chłopaków z Motorbreath, oni też nie gorzej. Dlatego też starałem się jak najmniej z tego wywiadu wycinać, żeby przynajmniej w części oddać panujący tam klimat.
Moimi rozmówcami byli: Struty (wokal, bas), Radetzky (gitara), wspomniany już Grzymox oraz Dorota (menadżerka grupy).
GF: Witam was bardzo serdecznie w imieniu growling.fora.pl. Ja ogólnie przez większość czasu spróbuję być poważny, ale na początku chciałbym zapytać o jedną rzecz raczej mało poważną, a mianowicie czy czujecie duchowe podobieństwo do The Beatles?
Motorbreath: Oooo
Struty: A tego pytania to jeszcze nie było... Duchowe? Tzn. że czterech z Legionowa a tamtych czterech z Liverpoolu, tak?
GF: To też, ale chodzi mi głównie o to, że mieliście dzisiaj takie same koszulki. A oni mieli zawsze takie garniturki i to od nich się właściwie zaczęło...
S: Nie myśleliśmy nigdy na ten temat, nie postrzegaliśmy tego właśnie w tym świetle, niemniej jednak jeśli chodzi o trzymanie się składu to pewnie tak.
Radetzky: Ja ich na przykład bardzo cenię
S: Ja też ich bardzo cenię. Aczkolwiek mnóstwo utworów napisali na haju, czego my nie robimy... (śmiech)
GF: Na pewno nie?
S: Na pewno nie.
R: Ja ich wolę od Rolling Stonesów na przykład.
S: Wiesz, Stonesi niby też...
R: Ale nie, ja ich zdecydowanie wolę od Rolling Stonesów.
GF: A jeszcze wracając do tych koszulek, to dowiedziałem się ostatnio, że to podobno obciach grać w koszulkach swojego własnego zespołu. Co o tym sądzicie?
R: Niby tak...
S: A dlaczego?
GF: Ja akurat osobiście tak nie uważam, ale tak się mówi...
S: No i my też tak nie uważamy i dlatego tak gramy!
Grzymox: Jest to też na pewno jakaś forma promocji nas jako zespołu
GF: Rzeczywiście, nie dało się nie zauważyć co to za zespół...
S: Trochę też i o to chodziło
R: Niech piszą dobrze albo źle, byle nie przekręcali nazwy (śmiech)
G: O właśnie!
S: Już byli tacy co mówili: „Nie, ale Motorhead to się inaczej pisze!” (śmiech)
GF: A jak w ogóle koncert wam się podobał?
S: Taka kameralna, rodzinna atmosfera
R: Było widać chyba, że na luzie zagraliśmy
GF: Lubicie coś takiego?
S: Tak, oczywiście. Koncerty to jest w ogóle podstawa. W sumie po to się gra
GF: Czyli zasadniczo wolicie koncerty niż to całe studyjne „dłubanie” nad poszczególnymi kawałkami?
R: Praca w studiu jest fajna, ale kontakt z żywymi ludźmi to zupełnie inna sprawa
S: Wiesz, tutaj masz wrażenie, że coś tworzysz, coś kombinujesz i coś z tego wychodzi, i później idziesz z tym do ludzi. Jak oni to odbierają i dają ci jakiś feedback...
R: Po prostu są emocje
S: No więc właśnie. My się staramy to zawrzeć również w naszej muzyce nagrywanej, jednak na żywo to jest zupełnie co innego, no wiesz, jak masz kontakt z publiką. Dzisiaj pierwszy raz zrobiłem coś takiego, że rzuciłem gitarę i zszedłem sobie popogować z ludźmi. Bo było fajnie. Była atmosfera, ładna grupa taneczna się zrobiła koło sceny więc dlaczego nie?
R: W sumie to połowę koncertu tworzy publika, to od niej zależy jak ty akurat wypadniesz. My zawsze przecież jesteśmy przygotowani podobnie. A tu czasami wychodzi kwiatek, a czasami wychodzi super.
G: Są wpadki, o których wiemy tylko my (śmiech)
R: Jeśli idzie energia do nas, to widać, że i my się inaczej ruszamy, inaczej bawimy. A może też wyjść całkiem... shitowo.
GF: Odniosłem wrażenie, że dzisiejszy koncert miał dla was szczególne znaczenie, był – albo przynajmniej miał być – w pewien sposób ważny. Czy to prawda? A jeśli tak, to na czym ta jego przełomowość polegała? Czy to może element jakiejś nowej akcji promocyjnej?
S: To prawda, taki był zamysł
Dorota: Czy był ważny to się jeszcze okaże. Tak naprawdę zamysł był taki, żeby to był koncert promocyjny. Rozsyłałam maile do firm fonograficznych, do zespołów, do menadżerów, wszędzie właściwie gdzie się dało. Informowałam też radia. A czy ktoś rzeczywiście przyszedł – zobaczymy.
G: Dobrze, że o tym nie wiedzieliśmy. Tylko byśmy się dodatkowo spięli! (śmiech)
S: Siurpryza!
G: Wiedzieliśmy, że mamy się trochę lepiej przygotować
R: Nie wypić za dużo piw przed graniem...
S: Zagraliśmy dokładnie tak samo, jak zawsze. Tak mi się przynajmniej wydaje. Bez jakiegoś specjalnego spinania się. Jesteśmy już w takim wieku, że zdajemy sobie sprawę z różnych rzeczy. Jesteśmy bardziej realistami niż marzycielami.
R: Traktujemy życie na luzie
GF: No właśnie. Gracie już 15 lat. To kawał czasu...
S: To prawda.
R: I to jest nasz największy sukces.
GF: No i jak sądzicie – warto było?
G: Oczywiście!
S: Warto jest cały czas. Bo jeszcze nie zamierzamy kończyć.
R: Jakby nie było warto to byśmy chyba już nie grali.
GF: A nie czujecie się czasem trochę „nie na miejscu”? W takim sensie, że wy, dorośli i poważni ludzie, gracie metal dla dzieciaków
M: Nieeee
R: Wiesz co, jeszcze niedawno myślałem, że tak po trzydziestce to już będzie głupio. Ale teraz sobie myślę, że możemy spokojnie grać do pięćdziesiątki.
S: A po pięćdziesiątce znowu powiemy że spoko, myśleliśmy że tylko do pięćdziesiątki, ale potem też luz. Generalnie nie czujemy żadnych ograniczeń. Tzn. przynajmniej ja nie czuję. Zresztą – jak widać po chłopakach – oni też nie.
R: To jest taka odskocznia od szarego życia codziennego, że ja bym z tego nigdy nie zrezygnował. Naprawdę.
S: Po prostu gramy, bo lubimy. Rajcuje nas to. Cały czas. Niezmiennie. A dopóki jest to „coś”, to jest tak jak w związku z kobietą – jak już tego „czegoś” nie ma, to należy się rozstać.
R: A dzięki temu, że jesteśmy jakoś tam samodzielni finansowo, to możemy grać naprawdę co nam tylko do łba przyjdzie. I to jest chyba najfajniejsze, że naprawdę gramy tylko to, co nam się podoba i w sumie nie musimy się kierować względami komercyjnymi czy aktualną modą.
GF: O to też was chciałem zapytać. Można odnieść wrażenie, że gracie kompletnie wbrew regułom nowoczesności, nie zważając na jakiekolwiek obowiązujące trendy. Nie macie żadnych sampli, rapowanych wokali, wszystkiego tego, co teraz się często ma. Stoicie jakby zupełnie „w poprzek” tych tendencji. Dlaczego?
R: W naszym wykonaniu to chyba by było sztuczne. Jesteśmy wychowani na takiej muzyce i to czujemy. Gramy po prostu to, co czujemy, co robimy dobrze. Oczywiście nie byłoby problemem gdybyśmy teraz zaczęli unowocześniać brzmienie, wstawiać różne bajery, ale myślę że zwyczajnie nie bylibyśmy wtedy wiarygodni.
S: Dokładnie. Nie jesteś wtedy szczery w tym co robisz. Są inni, którym to wychodzi po prostu lepiej. Są młodsze zespoły, które właśnie na takich stylach się wychowały i one potrafią wykorzystać wszystkie nowinki techniczne typu sample itd. A nas po prostu rajcuje zupełnie co innego. Jeżeli nie czujesz tego co grasz, to nie należy tego grać. Tak samo jest z naszymi kompozycjami. Jeśli powstanie jakiś utwór i wszyscy uważamy, że jest do dupy, to go nie gramy. Sorry, jest do kitu, poszedł won. I robimy następny. Jeżeli utwór „gada” i czujesz, że kiedy grasz kawałek, to on grzeje cały zespół, to wtedy można go zakwalifikować do grania.
GF: A jak w ogóle byście określili to, co gracie? Tak w kilku żołnierskich słowach. Co to za styl? Dlaczego właśnie tak?
S: No to zaraz powinny się posypać teksty jak w standardowych wywiadach, że staramy się nie szufladkować itp. (śmiech)
GF: A jeśli byście jednak chcieli się zaszufladkować...
R: Jeśli miałbym to powiedzieć jednym słowem – co jest oczywiście strasznym uproszczeniem – to mówię Metallica.
S: A ja, troszeczkę rozwijając, dodaję, że jest to heavy zalatujące thrashem a miejscami thrash zalatujący heavy.
R: Przede wszystkim bardzo nam zależy na melodii, żeby kawałki opierały się na fajnych melodiach.
G: To jest podstawa.
R: Ogólnie w muzyce, oprócz rapu, najważniejsza jest melodia. Wydaje mi się, że udaje nam się układać fajne, wpadające w ucho melodie. Lekkie. Przynajmniej dla nas! (śmiech)
S: Melodyka jest przede wszystkim o tyle istotna, że nie mamy ryczącego wokalu. Ja zwyczajnie nie potrafię tego zrobić, czasami sobie tylko krzyknę czy ryknę ze sceny ale to są wyjątki. Natomiast to, co jest tutaj naprawdę istotne, to jest właśnie ta melodia, która po prostu musi być. Zarówno w riffach, jak i w wokalu. No a solówki to już jest Marka [Grzymoxa] działka i słychać, co on tam wyprawia.
R: Można powiedzieć, że to są takie... piosenki!
S: Dokładnie! (śmiech) Takie zwięzłe 3,5 minuty, nie ma co się tam rozwijać. Są oczywiście zespoły gotyckie czy prog-rockowe, które rozwijają swoje kompozycje do minut 15 czy 20, ale my tego nie czujemy. I dlatego gramy krótko, zwięźle i na temat!
GF: A czym się inspirujecie?
S: Inspiracje są różne. Każdy z nas ma generalnie chyba inne.
GF: A Ojciec Dyrektor? Powiedziałeś dzisiaj, że gdyby nie on, to byście nie grali
S: To była taka moja wstawka trochę pod teksty, które piszę. Tutaj akurat mnie chłopaki nie ograniczają w ogóle. To jest moja działka i nikt się w to nie wchrzania. Trochę dlatego, że chłopaki traktują wokal jako kolejny instrument w zespole i to, co ja sobie tam wypiszę to moje. Natomiast jeśli chodzi o inspiracje, to tak jak Radek powiedział – na pewno Metallica. Kiedyś Marek powiedział w którymś z wywiadów, że to była kapela, która tak namieszała w mózgach i na rynku, że nie sposób się od niej odciąć i my tego nie robimy. Jeżeli uważam Metallikę za bardzo dobrą inspirację, to tak właśnie jest. Generalnie – moim zdaniem – cała stara szkoła thrashu, czyli Metallica, Megadeth, Testament. To wszystko, co rzeczywiście wysłyszysz w naszej muzyce.
R: Tak. Przede wszystkim nie staramy się skupiać na technice czy na jakichś tam bajerach, które będą zrozumiałe tylko dla nas. Chcemy, żeby to było fajne do słuchania. Np. ja, kiedy robię jakiś numer, staram się go najpierw nagrać i przesłuchać. Żeby to było coś fajnego, czego chętnie sobie słucham, co tworzy jakąś sensowną całość. Żeby oczywiście brzmiało ciężko, ale żeby przede wszystkim w każdym utworze było coś fajnego, melodycznego. A z czego to jest zaczerpnięte, to tak naprawdę nie jest ważne. Może być ze wszystkiego.
S: Czasami się zdarzy, że np. masz jakąś płytę, której nie słuchałeś 100 lat i nagle wpada ci do głowy: „Och, stary! Jaki zajebisty riff wymyśliłem”. Przynosisz na próbę i słyszysz „Ty, ale to jest z tej płyty...” (śmiech)
R: Ale to nie musi być nawet z kręgu muzyki metalowej. Ja tak naprawdę słucham ostatnio bardzo mało metalu bo mało się trafia rzeczy nowych i fajnych. Słucham wszystkiego i staram się to wszystko wciągnąć i dopasować do naszego stylu.
GF: No właśnie. Czego najchętniej słuchacie „prywatnie”?
S: Ja prywatnie słucham naprawdę mnóstwo. Od muzyki klasycznej, łącznie z chorałem średniowiecznym, Beethovena, Bacha, takie rzeczy...
R: Mamy! (śmiech)
S: Dobrego pop-rocka też słucham, rocka, czasem folku, mnóstwo. Nowych zespołów, numetalowych, troszeczkę mniej, ale już takich podpadających pod metalcore słucham bardzo chętnie.
R: A ja słucham tego, co mi w duszy gra... (śmiech)
G: Czyli niewiele (śmiech)
S: Tak, Radzio to stary szanciarz.
R: No nie, szant to akurat nie biorę. Nie bardzo się to nadaje...
S: Nie bardzo jest jak to zaadaptować, tak? Każdy z nas lubi co innego, ale mamy oczywiście wspólne korzenie.
R: Ja wolę się nie przyznawać bo chłopaki by mnie zabili, jakby się dowiedzieli z czego ja czerpię (śmiech)
G: Maryla Rodowicz i Mandaryna!
R: No, niektóre patenty mają ciekawe... (śmiech)
S: Z nim można tak do rana!
GF: Ok, a wracając do metalu – co sądzicie o współczesnej polskiej scenie metalowej? Czy są jakieś młode kapele, które wam się podobają albo zrobiły na was wrażenie?
S: Na przykład Motorbreath (śmiech)
R: My jesteśmy młodzi! (śmiech)
GF: A poza wami?
S: Dzisiaj grali z nami młodzi – zespół Hostile. Może nie zabrzmieli najbardziej selektywnie, ale to była po prostu wina brzmienia. To bardzo dobry, młody, obiecujący zespół, moim zdaniem świetnie łączący szwedzki death metal z thrashem. I dlatego już po raz trzeci razem gramy. I myślę, że będziemy ich dalej zapraszać. A poza tym jest naprawdę mnóstwo kapel, które grają i ta scena żyje. Cieszę się, że jest powrót do takiego grania. Bo jest. Tworzą się nowe radia rockowe. W jednym tygodniu mam tylko Antyradio, a w pewnym momencie sobie wrzucam w wyszukiwarkę i mam jakieś Roxy FM, mam Eska Rock, inne nowe radia. I to mnie cieszy. Bo to jest to, co powinno się właśnie dziać. Nie tylko sama papka i pitu pitu, ale stare dobre rockowe granie.
GF: Czyli waszym zdaniem rock wraca do łask?
S: Tak, wszystko na to wskazuje.
GF: A czy zastanawialiście się dlaczego tak się dzieje?
R: Ja ostatnio czytałem bardzo ciekawy artykuł na ten temat. Chodzi o to, że pokolenie trzydziesto- czy trzydziestoparolatków – tak jak my! – jest teraz w takim wieku, że zarabia sporo kasy i to właśnie oni są najlepszymi reklamobiorcami. Jesteśmy w tej chwili najlepszym „targetem” – bo mamy kasę – i w związku z tym każdy biznes, reklamowy, radiowy czy jakikolwiek inny, stara się podporządkować naszym gustom. I dlatego nie mówi się już teraz o muzyce młodzieżowej, tylko o muzyce popularnej. Czyli w tej chwili to my dyktujemy gusta mediom.
G: A media się dostosowują.
S: Jeżeli w tej chwili rock ma być komercyjny, tzn. powszechnie znany i lubiany, to ja jestem za.
R: Większość ludzi z tej grupy wychowała się – tak jak my – w połowie lat osiemdziesiątych. I słuchali rocka. I dlatego teraz dla nich rock to jest tak jak dla naszych rodziców np. The Beatles. Pewnie jeszcze z 10 lat i będzie pełno radiów... radii...
G: Rozgłośni radiowych! (śmiech)
R: No właśnie, rozgłośni radiowych grających muzykę hip-hopową. Ci którzy teraz są młodzi z czasem się jakoś tam dochrapią swojej pozycji i to oni będą rządzić.
GF: A wracając jeszcze do tekstów – jakie jest wasze przesłanie? Czy w ogóle można mówić o czymś takim czy raczej teksty są tylko dodatkiem do muzyki?
R: Naszym przesłaniem jest „żadnych przesłań”!
S: To może ja się wypowiem bo to ja piszę...
R: No to może się wreszcie dowiem o co chodzi! (śmiech)
S: Jak widać im jest obojętne o czym są teksty. Ja też nie mam w zamiarze żadnego przesłania, nie chcę nikogo pouczać, przekonywać czy namawiać do czegoś. Staram się tam po prostu zawrzeć pewne myśli, moje prywatne, subiektywne przemyślenia czy refleksje, które generalnie często są nieco zakamuflowane, ale jednak antyklerykalne.
G: A jednak ten Ojciec Dyrektor się przewija... (śmiech)
S: Tak, jednak się przewija. Tak to widzę. Uważam, że jest to temat rzeka, bardzo dobry do zgłębiania i po prostu pasuje mi pisanie na ten temat.
R: A jak przesadza to go trochę stopujemy. Oczywiście jak coś zrozumiemy! (śmiech)
G: I później leży tydzień krzyżem w kościele!
S: Nie. To oni leżą za mnie. (śmiech) Natomiast rzeczywiście czasami używam trudnych słów. Żeby oni nie zrozumieli. Albo jeszcze trudniejszych słów...
R: ...których sam nie rozumiem (śmiech)
S: Ale wtedy zawsze mam słownik wyrazów obcych...
R: ...i jestem na razie przy literce „B” (śmiech)
S: ...i tak to leci. Nic specjalnego, tzn. jakiegoś specjalnego przesłania czy rewolucyjnej ideologii w tych tekstach nie znajdziesz. Może to i dobrze.
R: Za starzy na to jesteśmy
S: Niektóre są może trochę głębsze. Np. „Circle of time” – który jest po polsku – jest pamięci Tomka Beksińskiego i dlatego właśnie ma taki wydźwięk a nie inny. Jeszcze inny, który się ukaże na nowej płycie też będzie czemuś poświęcony, ale na razie nie będę tego zdradzał.
GF: No właśnie. Czy masz zamiar jeszcze pisać po polsku?
S: Tak. Będą jeszcze 2 utwory polskie.
GF: Powiedzcie może teraz coś więcej na temat nowego materiału. Słyszałem, że ma już nie być więcej demówek, że teraz będzie pełnowartościowa płyta...
S: No, czy pełnowartościowa to się okaże, ale na pewno pełnometrażowa. (śmiech) Mamy nadzieję nagrać wreszcie tyle utworów, skomponować tyle dobrej muzyki, żeby wyszedł pełnometrażowy materiał. Chociażby po to, żeby można go było sobie potem postawić na półkę.
R: I dzieciom pokazać. Albo wnukom! I powiedzieć: „Słuchaj, dziadziuś kiedyś nagrał płytę...” (śmiech)
G: Heavy metalową! (śmiech)
S: Kiedyś był taki archaiczny nośnik – CD (śmiech)
R: Dziadzio był pionierem
S: Tak. Grał w rekordowym zespole, który przez 15 lat nie nagrał płyty studyjnej (śmiech) Chcemy to po prostu zrobić.
GF: Ale chcecie ten materiał wydać sami czy szukacie jakiejś wytwórni?
S: To się okaże. Oczywiście będziemy szukać, tutaj pole do popisu ma Dora.
R: Jak się rzucą na ten materiał to może ostatecznie komuś sprzedamy (śmiech)
S: Każdy z nas ma odrębne źródło dochodów, tak że nie planujemy z tego żyć, w naszej sytuacji jest to po prostu niemożliwe. Natomiast jeśli ten materiał trafi do jakiejś większej rzeszy ludzi to będzie po prostu sympatycznie.
GF: Jednak coraz więcej kapel decyduje się na samodzielne wydawanie własnego materiału. Co o tym sądzicie?
S: Tak, to prawda. Jak wiadomo wytwórnie są nastawione tylko i wyłącznie na zysk.
R: To są firmy komercyjne i nie ma im się co dziwić. Oni chcą zarobić kasę i chcą mieć pewniaka.
S: Czasami się zdarza jakiś nawiedzony w wytwórni, który chce zaryzykować. Jeżeli przekona „górę” żeby zaryzykować, bo ta kapela przyniesie kasę, to wtedy bardzo dobrze, ale tak się zdarza bardzo rzadko. I dlatego zespoły wydają same. A jest też dużo wytwórni mniejszych, które bardzo chętnie wydają zespoły mniej znane, w przypadku których może i ryzykują trochę finansowo, ale są to nieduże pieniądze. I robią to dlatego, że np. lubią muzykę.
GF: Co będzie na waszej płycie? Znajdą się tam kawałki znane z demówek czy raczej planujecie nagrać coś zupełnie nowego?
R: Raczej będziemy się starali nagrać coś nowego. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
S: Jaki filozof... (śmiech)
R: No co? W końcu studia skończyłem. Zasadniczo... Jakie było to pytanie? (śmiech)
G: Nie filozuj!
S: To może w międzyczasie ja powiem. Będą to nowe utwory. Prawdę mówiąc biliśmy się z myślami żeby nagrać coś jeszcze raz, ale raczej od tego pomysłu odejdziemy i będą to kawałki, które jeszcze nie zostały nigdzie nagrane.
GF: A jest już jakiś „horyzont czasowy”? Kiedy możemy się spodziewać tych nagrań?
S: Celujemy we wiosnę.
G: Za dwie niedziele. Palmowe! (śmiech)
R: Mamy w sumie już większość materiału gotowego, ale chcemy jeszcze zrobić kilka utworów, które by jakoś to spięły swego rodzaju klamrą. Bo jest tam materiał w sumie bardzo różnorodny, są numery w zupełnie innym klimacie i chcielibyśmy jakoś to...
S: Mów, mów. Bo to dla mnie nowość (śmiech)
R: No słuchaj, ty jesteś od tekstów a ja jestem od muzyki! I chciałbym, żeby ta płyta jakoś się określiła – czy to jest zupełnie nowe granie czy raczej przeciwnie. Np. w ostatnich trzech utworach, które zrobiliśmy, trochę już zaczynamy dążyć w kierunku nieco bardziej nowoczesnym. A połowa płyty będzie na pewno bardziej klasyczna. Nie chciałbym żeby było tak, że każdy kawałek jest z innej beczki, tylko żebyśmy pokazali w jakim kierunku idziemy i ewentualnie dodali kilka kawałków w innym klimacie, można powiedzieć „uzupełniającym”.
S: Być może coś sensownego wyjmiesz z tej wypowiedzi... (śmiech)
GF: A teraz tzw. „pytanie tendencyjne”. Co możecie powiedzieć o swoich fanach? Ale tak szczerze. Czy da się ich jakoś scharakteryzować, czy łączą się w jakieś większe grupy, czy można o nich powiedzieć coś bardziej ogólnego? Innymi słowy – kto słucha Motorbreath?
S: Przede wszystkim – są fantastyczni! A czy się łączą? Nie wiem. Ale widziałem dzisiaj Speedy’ego (?) z nową dziewczyną. (śmiech) Niemniej jednak prawdziwi fani są zrzeszeni w fanklubie, który prowadzi nasz przyjaciel Norbert. I oni przychodzą na koncerty – dzisiaj też była liczna rzesza członków fanklubu – i to jest bardzo miłe. A kto słucha? Słuchają po prostu ci, którzy muzykę Motorbreath lubią... (śmiech) Tzn. ci, do których to trafia, którzy się lubią przy tej muzyce pobawić.
R: Mnie to bardzo cieszy. Jeśli nasza muzyka trafi choćby do jednej osoby, której to poprawi humor – to będzie najważniejsze. Jedna dziewczyna przyjeżdża do nas na koncerty chyba z Radomia. Jeśli ja sobie w swoim domowym zaciszu ułożę jakiś kawałek i spędzę nad tym trochę czasu, a później przyjeżdża dziewczyna z Radomia specjalnie do mnie na koncert żeby posłuchać tego numeru na żywo, to jest to dla mnie taka frajda, że nic się z tym prawie nie równa. Prawie. (śmiech)
G: „Prawie” robi dużą różnicę
S: Ale bez reklamy (śmiech)
R: Wiesz, jestem żonaty...
S: Tak. Ale oczywiście znamy tą dziewczynę. Znamy... (śmiech)
GF: To ja może nie będę drążył tematu...
S: Nie no, nie o to mi chodziło. To oczywiście był żart. Jest to jedna z naszych fanek, zarejestrowana w naszym fanklubie. Dzisiaj akurat nie mogła przyjechać bo miała zajęcia w szkole
R: Zarejestrowana... (śmiech)
S: No zarejestrowana w fanklubie. Przecież jak wchodzisz na stronę fanklubu to masz „Zarejestruj się”, nie?
R: Mi też kazałeś się zarejestrować... (śmiech)
S: Ja też się zarejestrowałem! Tak że generalnie jest fajnie. Przedział wiekowy jest od 18 do 30 i to nas cieszy. Póki ci ludzie są i chcą nas słuchać, to jest dobrze.
R: Mnie to strasznie rajcuje, że przychodzą ludzie w naszych koszulkach i znają numery, znają tytuły, znają teksty. Ja nie znam tekstów... (śmiech)
G: Jeszcze się nasuwa takie pytanie – a skąd oni mają koszulki? (śmiech)
S: No tak. Kiedyś zupełnie przypadkowo poszedłem na koncert do Proximy czy do Stodoły i patrzę – ktoś w koszulce Motorbreath. Nie znam w ogóle człowieka. I to właśnie jest miłe.
R: A pamiętasz jak gościu do nas podszedł na koncercie Kreatora? Ten, co powiedział „Słuchajcie, wy graliście tutaj z pół roku temu, przed TSA. Bardzo fajna muzyka, fajny koncert”. I nie to, że się podlizywał, chciał tylko powiedzieć co myśli. Powiedział, że mu się podobało
S: I poszedł w swoją stronę
R: Dla takich chwil warto żyć... (śmiech)
S: Zabrzmiało pompatycznie, ale coś w tym naprawdę jest. Tak samo jest w moim przypadku. Jak stoję na scenie, nagrywam w studio, jestem z chłopakami na próbie i razem pracujemy, to jest to coś, co zawsze chciałem robić. I jeżeli mogę to robić, nawet – jak w tej chwili – hobbystycznie, bo na co dzień pracuję w zupełnie innym zawodzie, to zdecydowanie warto.
GF: A wracając jeszcze do waszej długiej i bogatej historii – czy są jakieś wydarzenia, które szczególnie zapadły wam w pamięć? I to zarówno pozytywne, jak i negatywne.
S: Hmm...
R: O tych negatywnych to wolałbym nie mówić.
GF: Ale chodzi mi o to, że po tylu latach na pewno znacie bardzo dobrze rodzimą scenę metalową, całe środowisko „podziemne”. I co o tym sądzicie?
G: Najbardziej negatywne to było dokładanie do koncertów. Przynajmniej jak dla mnie.
S: Tak, to właśnie nasz zespołowy materialista. (śmiech) Natomiast rzeczywiście bywało tak. Bywało, że chcieliśmy zorganizować swego czasu tzw. „True Metal Show”, zebrać zespoły z różnych miast Polski i coś pograć, ale to oczywiście średnio wypaliło. A jeśli chodzi o te pozytywne rzeczy, to jest to w zasadzie każdy koncert, to jest 95 % koncertów.
R: Do negatywnych ja chciałbym jeszcze zaliczyć takie występy, jak np. jechaliśmy na jakiś festiwal. Tzn. konkurs, gdzie było jury, wybierało się najlepszy zespół itd. I w sumie często jak dojeżdżaliśmy na miejsce okazywało się, że z góry wiadomo kto wygra a kto przegra.
S: Robiliśmy przykładowo 500 kilometrów żeby dojechać na taki festiwal i okazywało się, że w zasadzie można było nie jechać.
R: Tak. Bo któryś zespół siedzi akurat z panami jurorami i piją razem wódkę i potem się okazuje, że wygrywa
G: Dziwnym trafem...
R: To nie są aż takie poważne pieniądze ani nagrody...
S: Po prostu pojechałeś się zaprezentować, masz nadzieję, że „jest szansa, jest jakiś przegląd, jedziemy i gramy”. Dlatego w tej chwili już nie bierzemy udziału w przeglądach bo na większości od razu z góry wiadomo kto wygra. Natomiast rzeczywiście można to zaliczyć do doświadczeń negatywnych. Robisz kilkaset kilometrów w zasadzie po nic. Albo na miejscu się okazuje, że zamiast np. pół godziny grania dostajesz 10 minut.
R: I to nie chodzi konkretnie o nas. Były też zespoły, które grały muzykę bardziej „na czasie”, fajnie, bardziej pod gusta publiczności i one też przegrywały z jakimiś gniotami, które miały lepsze wejścia.
G: Jeżeli był przegląd w jakimś domu kultury, to zawsze wygrywał zespół, który grał w tym domu kultury. Bo wtedy dom kultury mógł się wykazać, że odniósł jakiś sukces.
S: Ale było minęło. Takich rzeczy się nie pamięta. Generalnie jest fajnie, rajcuje nas muza, rajcuje nas granie koncertów, praca nad materiałem.
R: Tak. Z tych pozytywnych to jest każda próba i każdy koncert. To jest coś, co tak nakręca, że można jakoś przeżyć tą szarą rzeczywistość.
GF: Ok, a na koniec jeszcze jedno leciutkie pytanie. Co byście powiedzieli, żeby zachęcić do swojej muzyki np. moją babcię?
G: Kiedyś Lemmy z Motorhead powiedział tak: „Co to jest heavy metal? Metal jest to muzyka, która na pewno się nie spodoba twojej babci!” (śmiech) Więc ja bym raczej nie przekonywał.
GF: No wiesz, nie znasz mojej babci...
S: Tak. Ale np. naszym rodzicom się to podoba. To znaczy, że jeszcze nie jest tak źle. Moja mama kiedyś, jak wrzuciłem Morbid Angel, mówiła „O Boże! Co ty za betoniarki słuchasz?”. Natomiast naszej muzyki słucha, podoba jej się, śledzi wywiady, ten też na pewno przeczyta jak jej włączę internet. Tak że będzie naprawdę fajnie. Natomiast – dlaczego słuchasz Motorbreath? Dlatego, że jest po prostu fajny. Muzyka jest energetyczna, konkretna, treściwa. Polecam każdemu!
GF: I o to właśnie mi chodziło! Bardzo wam dziękuję, gratuluję fajnego koncertu i do zobaczenia na kolejnych.
Motorbreath: Również bardzo dziękujemy!
S: Oczywiście pozdrawiamy wszystkich czytelników growling.fora.pl i zapraszamy na koncerty!
R: Ja jeszcze mam dużo do powiedzenia! (śmiech) |
|