DROLGOTH |
Administrator |
|
|
Dołączył: 23 Cze 2005 |
Posty: 981 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Warszawa |
|
|
|
|
|
|
Wywiad z duńskim zespołem MERCENARY
Odpowiedzi udzielił gitarzysta Jakob Mølbjerg.
Od wydania Waszego ostatniego albumu minęły dwa lata. Co robiliście w tym czasie?
Przede wszystkim koncertowaliśmy, głównie na festiwalach. Zagraliśmy dwie pełne europejskie trasy, pierwszą z Brainstorm, kolejną z Nevermore. Na koncerty pojechaliśmy nawet do Islandii! W ogóle graliśmy, gdzie tylko się dało. W grudniu zaczęliśmy prace nad nowym albumem “The Hours That Remain” [“godziny, które pozostały” – przyp. tłum.], pisaliśmy kawałki, potem je nagrywaliśmy. Ostatnie miesiące spędziliśmy w sali prób, zgrywając się z naszym nowym basistą/wokalistą René Pedersenem i przygotowując się do wydania płyty.
Jak wygląda obecnie sytuacja w zespole? Jakie macie plany na niedaleką przyszłość?
W chwili obecnej zajmujemy się promocją nowego albumu, między innymi udzielamy mnóstwa wywiadów, przygotowujemy nową stronę internetową. We wrześniu zagramy kilkanaście koncertów, a potem ruszymy na trasę promującą “Hours”.
Wasz poprzedni album “11 Dreams” można scharakteryzować jako nastrojowe tło z death metalowym wokalem. Utwór “Soul Decision”, który zamieściliście na swojej stronie, pokazuje Was z bardziej agresywnej strony. W jakim klimacie będzie Wasz nowy album?
“Soul Decision” odbiega swoim brzmieniem od reszty albumu, jest bardziej surowy, z agresywnym wokalem i prawie bez klawiszy. Pozostałe utwory są bardziej melodyjne, mają dużo wstawek klawiszowych i wokale mniej “krzyczące” od tych, które na “Soul Decision” nagrał Marcus z Heaven Shall Burn. Na nowej płycie stawiamy przede wszystkim na miażdżące gitary i na to, żeby nasze utwory były konkretne. Staramy się, aby nasza nowa płyta nie zawierała zbędnych elementów.
Czy podobnie jak na “11 Dreams” zamieściliście na nowym albumie jakiś motyw przewodni? Tytuł “The Hours That Remain” przywodzą na myśl motyw przemijania...
Historia o ostatnich godzinach, jakie pozostały, dotyczy nas wszystkich, całego gatunku ludzkiego. Jesteśmy śmiertelni i mamy przypisaną sobie liczbę godzin, które nam pozostały. Nie znamy tej liczby, ale jesteśmy świadomi jej ciągłego zmniejszania się. “The Hours...” nie jest koncept-albumem, ale tytuł w pewnym sensie podsumowuje ogólny klimat nagrań, które są jednocześnie złowieszcze, ale też pełne pozytywnej energii, ponieważ tak naprawdę to my sami decydujemy o tym, jak spędzić ostatnie godziny naszego życia. Tak więc można na to wszystko patrzeć zarówno ze złej, jak i dobrej strony.
Co możesz nam powiedzieć o Waszej sesji nagraniowej? Jesteście zadowoleni z efektu pracy? Czy warunki Wam odpowiadały?
Ponownie nagrywaliśmy z Jacobem Hansenem i jak zwykle jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, co dla nas zrobił. On ma studio położone w odosobnionym miejscu, z dala od zgiełku miast, więc przynajmniej nie ma problemów z tym, że coś nas odciąga od muzyki. Możemy jej poświęcić całą naszą uwagę. Tym razem na demówce nagraliśmy prawie wszystkie utwory z płyty, więc w momencie, gdy weszliśmy do studia, każdy z nas znał już dobrze swoją partię i cała praca poszła naprawdę sprawnie. Z efektu końcowego jesteśmy bardzo zadowoleni.
Czy podczas Waszej pracy w studiu wydarzyły się jakieś sytuacja zabawne lub niezwykłe?
Prawdę mówiąc od takiej sytuacji w ogóle zaczęliśmy naszą pracę. Nasz perkusista Mike złamał nogę w wypadku zaledwie 5 tygodni przed nagraniem! Mógł usiąść z powrotem za bębnami dopiero w tygodniu poprzedzającym wejście do studia. I tak miał szczęście – to było niewielkie złamanie, które się szybko zagoiło.
Chcąc mieć pewność, że nie będziemy musieli przerwać prac, gdyby Mike zaczął odczuwać ból w nodze, poprosiliśmy Jacoba Gundela, perkusistę Invocator, żeby nauczył się naszych utworów i w razie konieczności zastąpił Mike’a. Na szczęście nie było takiej potrzeby, Mike dał radę nagrać wszystkie swoje partie sam. Musicie przyznać, że to jest dość niezwykła sytuacja...
Niewiele słyszy się o duńskich zespołach muzycznych. Czy mógłbyś powiedzieć coś o nich? Jakim zespołom warto się przyjrzeć z bliska?
Nie jest prawdą, że tych zespołów jest mało. Z roku na rok coraz więcej duńskich kapel podpisuje zagraniczne kontrakty płytowe i wyjeżdża w trasy. Najbardziej znane są starsze zespoły, takie jak Illdisposed, Invocator i Konkhra, ale w ostatnich latach młode grupy jak Mnemic, Hatesphere, Raunchy, Pyramaze, Manticora i Volbeat działały bardzo aktywnie i wydały naprawdę dobre albumy. Jest jeszcze wiele kapel, które dopiero próbują się wybić. Moim zdaniem najbardziej obiecujące są Scamp, Urkraft, The Arcane Order i Submission. Wejdźcie na stronę Danishmetal.dk, gdzie znajdziecie setki linków do stron duńskich zespołów metalowych.
Jak właściwie powstał Mercenary?
Zespół założył na początku lat dziewięćdziesiątych nasz pierwszy wokalista Karl, który kilka miesięcy temu przestał z nami grać, żeby móc więcej czasu poświęcić swojej rodzinie. Jednak w obecnym składzie i brzmieniu Mercenary narodził się w 2002 roku, wraz z wydaniem albumu “Everblack”. Tam po raz pierwszy graliśmy z dwoma wokalami i klawiszami, dzięki czemu uzyskaliśmy brzmienie, którego od tamtej pory się trzymamy.
Okładka “The Hours That Remain” ma zupełnie inny klimat niż “Everblack” i “11 Dreams”. Czy zmieniliście grafika? Kto robił poprzednie okładki?
Prawdę mówiąc, nową okładkę zaprojektował Travis Smith, który przygotował też projekt “Everblack”. Okładkę “11 Dreams” przygotował szwedzki artysta Niklas Sundin. Bardzo nam się podoba nowy projekt Travisa i większość z nas uważa, że jest to w ogóle najlepsza okładka, jaką do tej pory mieliśmy. Jej projekt jest prostszy, ale też mocniejszy. Podobnie jak muzyka, która się znajduje na albumie.
Jakie są wasze inspiracje? Na moje ucho byłby to Nevermore, Dream Theater, Scar Symmetry, trochę Evergrey, a nawet muzyka klasyczna.
Każdy z nas ma trochę inne gusta, a przez to także i inspiracje. Pewnie dlatego nasz materiał brzmi trochę jak mieszanina wielu różnych rzeczy. Niektórzy z nas słuchają melodyjnego death metalu, niektórzy klasycznego heavy, albo brzmień progresywnych. Lubimy Nevermore oraz szwedzkie kapele grające melodyjnie: Soilwork, Evergrey, itp., a biorąc pod uwagę fakt, że z nimi koncertowaliśmy, jest to chyba naturalne, że oglądanie tych wybitnych zespołów na żywo dostarcza nam inspiracji.
Jaka byłaby Twoja reakcja, gdybyś o Mercenary przeczytał, że jest to zespół grający power metal z XXI wieku?
Nie ucieszyłoby mnie nawiązanie do power metalu. Ta nazwa określa zupełnie inny od naszego rodzaj grania, poza tym przywodzi na myśl coś określonego i przewidywalnego, a pragnę wierzyć, że muzyka Mercenary taka nie jest. Przez to, że wiodący wokal w naszym zespole ma czystą barwę, ludziom czasem przychodzi na myśl porównanie do power metalu, ale nie sądzę, by ta nazwa była w naszym wypadku adekwatna. Niemniej jednak, ciężko byłoby mi powiedzieć, jaką etykietę chciałbym, by przyklejano Mercenary. Myśle, że określenie “metal”, choć ogólne, będzie mimo wszystko najlepsze.
Kto z Was ma decydujący głos w procesie twórczym? A może decydujecie o wszystkim razem?
Wszyscy się chyba po równo przyłożyliśmy do powstania tego albumu. Martin (gitara solowa), Mike (perkusja) i ja (gitary rytmiczne) jammowaliśmy w salce prób, no i “wyjammowaliśmy” ogólną strukturę utworów. Nagraliśmy nasze pomysły w domowym studiu, po czym Mikkel (wokal) i jego brat Morten (klawisze) wymyślili do nich swoje partie. Oczywiście przed nagraniem też je nam pokazali. Wymienialiśmy się pomysłami odnośnie do partii każdego instrumentu z osobna, więc można tu śmiało mówić pracy zespołowej – dzięki której zresztą jeszcze bardziej się ze sobą zżyliśmy. Mikkel i Morten napisali też od zera utwór “Obscure Indescretion”.
Kiedy tworzycie, co powstaje najpierw: muzyka czy teksty? A może ewoluują one razem?
Najpierw piszemy muzykę, potem Mikkel dopisuje do niej tekst, konsultując go z nami.
Co możesz powiedzieć o dotychczasowych muzycznych dokonaniach Mercenary? Z którym albumem jesteś najsilniej związany?
Najbardziej mi się podoba nasz najnowszy album, przede wszystkim dlatego, że jego poziom jest bardzo wyrównany. Na poprzednich płytach zdarzało się, że były piosenki lepsze i piosenki gorsze, a ten materiał jest równy, prosty, nośny i dojrzały. Nagrywaliśmy go, znajdując się pod silną presją, co sprawiło, że stał się jeszcze mocniejszy i pełen energii.
Co – Twoim zdaniem – jest najważniejsze w muzyce, którą przekazujecie słuchaczom?
Naszą muzykę pojmuję jako coś, dzięki czemu ludzie mogą nabrać nowych doświadczeń. Mogą zagłębić się w niej i pozostawić na ten czas swoje codzienne obowiązki za sobą.
Nie jesteśmy zespołem, który propaguje jakieś poglądy polityczne, ani nic w tym stylu – my oferujemy podróż w głąb siebie. Dokąd Cię ona poprowadzi, zależy już tylko od Ciebie i Twojego prywatnego bagażu doświadczeń.
Współpracowaliście już z kilkoma wytwórniami, teraz nagrywacie już drugą płytę dla Century Media. Czy jesteście zadowoleni z tej współpracy?
Tak dla jasności, nowy materiał został nagrany w studiu Jacoba Hansena, on też go wyprodukował (jak zresztą wszystkie poprzednie nasze nagrania). Ale to prawda, to już drugi album, który wypuściła i wypromowała Century Media. Jesteśmy bardzo zadowoleni ze współpracy z tymi ludźmi, uważamy, że w promocję nas i naszej muzyki włożyli dużo ciężkiej pracy. Na dzień dzisiejszy nie wyobrażamy sobie lepszej wytwórni.
Gracie wiele dużych koncertów z takimi gwiazdami jak Brainstorm, Nevermore, Evergrey. Czy gracie czasami też w małych klubach? Jakiego typu koncerty lubicie najbardziej?
Owszem, często gramy w małych klubach tu, w Danii, czasem również i na trasie. W moim odczuciu koncerty organizowane z mniejszym rozmachem umożliwiają bardziej bezpośredni, niemal intymny kontakt z fanami, dają nam przez to więcej intensywnych przeżyć. Ale wspaniale jest również grać przed większą publicznością, wtedy też odczuwamy największą presję, ponieważ najczęściej dużo zależy od tego, jak wypadniemy. Trudno byłoby mi zrezygnować z jednej formy występów, gdy gramy raz wielkie, raz zupełnie małe koncerty, w całym naszym graniu nagle pojawia się zupełnie inny wymiar dynamiki.
Jak wspominacie zeszłoroczną trasę z Nevermore?
Było wspaniale. Nevermore to zespół, który podziwiam od lat, tak więc możliwość oglądania ich na scenie codziennie była dla mnie doprawdy niezwykła i inspirująca. To są także bardzo fajni i wyluzowani ludzie na co dzień, tak więc bardzo miło nam było ich poznać osobiście. Mówiąc z perspektywy zespołu, myślę też, że zaskarbiliśmy sobie dzięki tej trasie wielu nowych fanów.
Na Waszej stronie internetowej nie ma wyszczególnionych zbyt wielu koncertów w planach na najbliższy rok. Czy planujecie się wybrać w większą trasę promującą album?
Z pewnością zdążymy sobie jeszcze przypalić tyłki od nadmiaru świateł scenicznych w tym roku. Chcemy jednak ruszyć w trasę we właściwym momencie. Już rozważamy różne opcje i jesteśmy w tracie wybierania najlepszej.
Nie wiem, czy wiecie, ale na festiwalu ProgPower Europe (30.09.-01.10.) zagra polska formacja progresywna Riverside. Czy słyszeliście o tym zespole, albo czy jesteście w stanie wymienić inne polskie kapele? Planujecie niedługo wpaść do nas na koncerty?
Bardzo chętnie byśmy zagrali w Polsce, też mam nadzieję, że uda nam się tam niedługo pojechać. Musimy tylko odpowiednio ustalić grafik koncertów. A co do polskich zespołów, to nie znam ich wiele. Nie słyszałem też muzyki Riverside, ale to pewnie dlatego, że w ogóle raczej nie słucham metalu progresywnego. Za to uwielbiam najnowszy album Behemotha, jest genialny. Choć muszę przyznać, że to jest jedyna płyta zespołu z Polski, jaką posiadam...
Co lubisz robić poza graniem?
Najbardziej lubię dobre jedzenie (sam też gotuję), ciekawe filmy i książki. Chodzę na siłownię, spędzam przyjemnie czas z moją dziewczyną (lub moim Xboxem, zależnie od nastroju). Posiadam stopień naukowy, ale nie za bardzo jestem w stanie cokolwiek z tym zrobić, jeśli tyle czasu poświęcam zespołowi.
Kiedy zdecydowałeś, że zostaniesz muzykiem?
Ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie, przede wszystkim dlatego, że nie uważam się tak naprawdę za muzyka. Gram na gitarze w kapeli metalowej, ale nie sądzę, żebym był w stanie się odnaleźć w innym kontekście muzycznym. Ale zawsze kochałem muzykę metalową i jej genialne riffy. Kiedy byłem nastolatkiem słuchałem sporo Maidenów, Megadeth, Slayera i tym podobnych. Najpierw uczyłem się grać sam, w domu, a potem to było naturalne, że szukałem dla siebie miejsca w różnych lokalnych kapelach, które w końcu doprowadziły mnie do Mercenary. Nigdy nie planowałem świadomie wieloletniej kariery w przemyśle muzycznym. Nie wiem, czy grałbym dalej, gdyby ten zespół z jakiegoś powodu się rozpadł.
Masz ulubionych artystów lub ulubione zespoły?
Najlepszymi moim zdaniem zespołami metalowymi wszech czasów są: Death, Carcass, Nevermore i Soilwork. Jednak cały czas słucham nowych rzeczy i rzadko kiedy już sięgam po klasykę. Jestem również zagorzałym fanem paru zespołów spoza metalu, na przykład The Cardigans albo Kent.
Na zakończenie poprosimy Cię o słowo dla polskich fanów.
Posmakujcie naszego nowego albumu wysyłając elektoriczną kartkę z czterema utworami prosto z Century Media ( [link widoczny dla zalogowanych] ) – i mam nadzieję, że się zobaczymy na trasie!
tłumaczenie: Kasia Madeja. |
|