DROLGOTH |
Administrator |
|
|
Dołączył: 23 Cze 2005 |
Posty: 981 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Warszawa |
|
|
|
|
|
|
Wywiad z gitarzystą grupy Borknagar, Øysteinem G. Brunem,który przeprowadziła w naszym imieniu Katarzyna Madeja.
- Witaj, Øystein! Chciałabym Ci zadać parę pytań dotyczących nowej płyty Borknagar „Origin”. Przyznam, że zaskoczył mnie fakt, iż wydajecie album akustyczny. Czy jest to dla Was forma rozwoju, czy raczej rodzaj sprawdzianu, na ile możecie sobie pozwolić jako zespół?
- Powiedziałbym, że jedno i drugie. Od zawsze, odkąd założyłem zespół w 1995 roku, w naszej muzyce istniały elementy akustyczne, podkłady grane na gitarze akustycznej. Nagranie „Origin”, czyli materiału w całości akustycznego, było więc dla nas naturalnym krokiem naprzód. Chcieliśmy nagrać album surowy, minimalistyczny, więc zdecydowaliśmy się nie dodawać żadnych agresywnych wrzasków, „blastów” ani przesterowanych gitar. Oczywiście, nagranie materiału w całości akustycznego było wyzwaniem, jeśli chodzi o technikę grania, ale na szczęście daliśmy sobie z tym radę, ponieważ, jak mówiłem, graliśmy już dużo akustycznych rzeczy wcześniej.
- Pierwszym zespołem metalowym, który nagrał album akustyczny, był Ulver. Czy wzorowaliście się na tej grupie? Mieliście z nią silne powiązania personalne… [pierwszym wokalistą Borknagar, który pozostał w zespole do 1997 roku był Garm z Ulver – przyp. tłum.]
- Album „Kveldssanger” od zawsze mi się bardzo podobał. Nie uważam, żebyśmy „skopiowali” pomysł Ulver, ale na pewno próbowaliśmy naszą muzyką wytworzyć podobny klimat. Nagraliśmy płytę zupełnie inaczej – na przykład w przeciwieństwie do Ulver wykorzystaliśmy perkusję – ale rzeczywiście dążyliśmy do uchwycenia podobnego, folkowego brzmienia.
- „Origin” znacząco odbiega od Waszych dotychczasowych dokonań spod szyldu Borknagar. Czy uważasz, że Wasi fani zaakceptują tę zmianę? Nie obawiasz się, że mogą potraktować to wydawnictwo jako swego rodzaju „przerwę” w Waszej twórczości?
- Nie wiem, jak to potraktują. Próbowałem ich na to przygotować – o tym, że nagramy album akustyczny opowiadałem w licznych wywiadach, i to począwszy od 2001 roku. Nie sądzę, żeby osoby, które naprawdę śledzą to, co się dzieje w Borknagar, były zaskoczone wydaniem takiej płyty. Oczywiście, pozostaje jeszcze istotna kwestia tego, jak fani odbierają naszą muzykę. Jeżeli ludzie nas słuchają tylko dla elementów ciężkich, nie wsłuchując się w akustyczno-progresywne, lekko eksperymentalne tło, które dla nas stanowi akurat fundament naszej muzyki, to im się „Origin” nie spodoba.
- Czy po na graniu „Origin” nadal uważacie się za zespół metalowy?
- Jak najbardziej. Nagraliśmy jeden album spokojny, ale teraz już powrócimy do stylu grania znanego z poprzednich płyt. Poza tym, jak już mówiłem, Borknagar zawsze grał metal z domieszkami klasycznymi i akustycznymi. Naszą muzykę nazywaliśmy „metalem akustycznym”. Na „Origin” zdecydowaliśmy się po prostu wydobyć te elementy na pierwszy plan.
- Czy przed wejściem do studia mieliście już gotową wizję tego, co chcielibyście osiągnąć?
- Zamysł był dosyć prosty: wszystkie instrumenty chcieliśmy nagrać akustycznie. Od gitar, poprzez wiolonczelę i bas, aż po perkusję – wszystko nagraliśmy bez wzmacniacza. Ale owszem, wyobrażałem sobie brzmienie, jakie chciałbym uzyskać na gotowym albumie zanim jeszcze zaczęliśmy go nagrywać.
- Co podczas nagrywania sprawiło Wam najwięcej trudności?
- Nagrywanie akustyczne jest zawsze trudne z tego względu, że wszystko musi być dopracowane technicznie do najdrobniejszego szczegółu. Granica błędu, jakiego możesz się dopuścić, nie chcąc, żeby zwrócił on na siebie uwagę, jest naprawdę niewielka. Trzeba być niezwykle precyzyjnym, ustalając tempo, układając ręce na gryfie... To było dla nas olbrzymie wyzwanie i doświadczenie zdecydowanie różne od nagrywania albumu metalowego, na którym możesz się trochę mylić w akordach, ponieważ w ogólnym hałasie nikt tego i tak nie usłyszy.
- A jesteście przynajmniej zadowoleni z efektu końcowego?
- Bardzo. Uważam, że to jest naprawdę dobry album i przypuszczam, że będziemy się o nim wypowiadać z dumą jeszcze przez najbliższych parę lat. Zresztą, „Origin” podoba się nawet mojej mamie, a to już o czymś świadczy... Poza tym, jesteśmy dumni z faktu, iż nie pisaliśmy materiału na tę płytę na fali popularności – jest to dzieło klasyczne, zupełnie inne od wszystkiego, co do tej pory robiliśmy, a mimo to wyszło naprawdę dobrze.
- Øystein, czy mógłbyś mi opowiedzieć trochę o muzykach, którzy wystąpili gościnnie na „Origin”?
- Oczywiście. Sareeta, skrzypaczka, znana jest z takich zespołów jak Ram-Zet, Ásmegin i Solefald. Thomas Nilsson, który gra na wiolonczeli, jest prywatnie kolegą naszego perkusisty Asgeira Mickelsona. Z Tyrem, basistą współpracowaliśmy już wcześniej i byliśmy z tej współpracy bardzo zadowoleni, więc zaprosiliśmy go ponownie. Steinar Ofsdal natomiast, który nagrał partie fletu, jest jednym z najbardziej znanych muzyków w Norwegii. Pamiętam, jak będąc dzieckiem oglądałem w telewizji jego występy na uroczystości rozdania nagród Grammy. To jest prawdziwa legenda muzyki folk w Norwegii i byłem zaszczycony, mogąc z nim współpracować.
- Powiedz mi, proszę, dlaczego nazwaliście album „Origin” [„korzenie”]? Czy ta nazwa znaczy dla Was coś szczególnego?
- Nazwaliśmy tak płytę z dwóch powodów. Pierwszy jest muzyczny – w końcu korzenie muzyki Borknagar są akustyczne. Gdy zakładałem zespół w 1994 roku i próbowałem wymyślić motywy pierwszych utworów, siadałem sobie z gitarą akustyczną i na niej testowałem kombinacje akordów. Wtedy zrozumiałem, że w muzyce akustycznej jest pewna magia, której nie da się przełożyć na instrumenty przesterowane, i zapragnąłem, żeby właśnie na tej magii naszą muzykę oprzeć. Wiele osób upatruje korzeni naszej muzyki w norweskim black metalu, ale moim zdaniem sposób grania Borknagar narodził się właśnie z prób akustycznych.
Drugi powód, dla którego nazwaliśmy płytę tak, a nie inaczej, to warstwa tekstowa. Piosenki opowiadają o wartościach, które naszym zdaniem stanowią podwaliny – korzenie – świata. Opowiadamy w nich o człowieczeństwie, prawdzie i o naturze.
- A już myślałam, że nawiążesz do tak popularnego ostatnio zespołu Evanescence. Ich pierwszy album też się nazywał „Origin”...
- Evanescence?! Nie, nigdy w życiu (śmieje się). Nie słucham ich, nie śledzę ich twórczości. Nawet nie wiedziałem, że tak nazwali płytę.
- Czy utwory zamieszczone na „Origin” napisane były z myślą o tym albumie, czy też są to wcześniejsze kompozycje, które do tej pory z różnych przyczyn pozostały niewykorzystane?
- Pomysł na nagranie akustycznego albumu zaświtał nam w głowie pięć lat temu i wtedy myśleliśmy, że zrobimy po prostu akustyczne przeróbki naszych wcześniejszych utworów. Jak przyszło co do czego, postanowiliśmy jednak napisać nowe kawałki, akustyczne od początku do końca. Pracę nad nimi rozpoczęliśmy w 2004 roku. Tylko jeden utwór z „Origin” jest przeróbką wydanej wcześniej piosenki – to „Oceans Rise”.
- Dlaczego więc wybraliście właśnie „Oceans Rise”, by nagrać ten utwór na nowo?
- Zdecydowało o tym tempo tego utworu, a także nagrane tam partie gitar, które już brzmiały akustycznie. Kilka spośród naszych utworów spróbowaliśmy zagrać akustycznie, ale uznaliśmy, że tylko „Oceans Rise” ma klimat odpowiedni do tego, żeby go umieścić na albumie akustycznym.
- Øystein, czy prawdą jest, że nie lubicie grać koncertów? Czy będziemy mieć okazję posłuchać materiału z „Origin” na żywo?
- Faktycznie, nie przepadamy za graniem organizowanych z rozmachem tras koncertowych. Są dla nas zbyt agresywne. Kilka koncertów z pewnością jednak zagramy. Planujemy zorganizować parę występów akustycznych, ale szczegółów nie mamy jeszcze przemyślanych. Czas pokaże.
- Podobno nie słuchasz zbyt dużo muzyki metalowej. Czy to prawda?
- Faktem jest, że w domu słucham przede wszystkim muzyki klasycznej. Ale przez lata mojej pracy w branży muzycznej nagromadziłem sporo płyt metalowych. Ich też zdarza mi się słuchać czasami. Chociaż „czasami” zdarza mi się słuchać naprawdę różnych rzeczy. Generalnie staram się nie zamykać na żadne gatunki.
- Skąd bierzesz inspirację do komponowania?
- Nachodzi mnie, gdy słucham różnych gatunków muzycznych i próbuję odnaleźć w tych utworach swoistą magię – którą potem próbuję oddać we własnych kompozycjach. Najwięcej czerpię z muzyki folk, melodie w niej zawarte podobają mi się najbardziej. Pisząc muzykę do „Origin” wzorowałem się przede wszystkim na folku, klasyce oraz muzyce celtyckiej.
- Jak w ogóle wymyśliliście nazwę Borknagar? Czy jest to nawiązanie w formie anagramu do Ragnaroku, mitycznego końca świata?
- Tak naprawdę jest to nawiązanie do historii – legendy właściwie - o człowieku, który wspinał się na Loch Nagar, górę w Szkocji. Spodobała mi się nazwa tej góry, trochę ją tylko zmieniłem, żeby się ją dźwięczniej wymawiało. Nigdy nie chciałem nadawać zespołowi nazwy, która coś oznacza bezpośrednio. Uważałem, że to by stanowiło niepotrzebne ograniczenie.
- W tekstach Borknagar znajduje się wiele nawiązań do mitologii i tradycyjnego symbolizmu, lecz także do filozofii i współczesnej nauki. Czy Twoim zdaniem te elementy mogą istnieć na jednej płaszczyźnie?
- Zdecydowanie tak. I to właśnie wydaje mi się niezwykle interesujące. Poruszanie się w przestrzeni pomiędzy nordycką mitologią a współczesną nauką umożliwia postrzeżenie tego samego problemu z zupełnie różnych perspektyw, co jest niezwykle rozwijające. Pomaga to dostrzec zarówno element rozwoju, jak i ducha, który kryje się we wszystkim, co nas w życiu otacza.
- Co sprawiło, że zainteresowałeś się tą tematyką?
- Od dziecka dużo czytałem, interesowałem się tym, co konstytuuje świat takim, jakim go postrzegamy. Próbowałem zrozumieć procesy nim kierujące, znaleźć odpowiedzi na pytania o przyczynę i rdzeń. Z czasem te wątpliwości zacząłem przelewać na muzykę.
- Powiedziałabym, że muzyka metalowa w ogóle opiera się na micie i symbolu...
- Oczywiście, są kapele, które w swej twórczości symboli wręcz nadużywają, jednak my na przykład nie chcielibyśmy być postrzegani jako zespół, który próbuje narzucić swoją wizję innym, mówi o tym, co jest właściwe, a co nie, chwali bądź gani konkretne zachowania. Chcielibyśmy, by nasza muzyka była postrzegana jako forma sztuki, nie kodeks etyczny.
- Jednak w Waszej muzyce można mimo wszystko odnaleźć odwołania do symboli...
- Nie da się tego uniknąć, gdy się podejmuje tematykę mitologii skandynawskiej. Jestem członkiem Norweskiego Stowarzyszenia Pogan, tak więc symbolizm wierzeń pogańskich jest mi bardzo bliski. Odwołuję się do niego w sposób naturalny.
- Skoro już przechodzimy do bardziej osobistych tematów, pozwolę sobie zauważyć, że w wywiadach prawie w ogóle nie wypowiadasz się na temat swojego życia osobistego; na Waszej oficjalnej stronie internetowej również brakuje wzmianki o tym, co robisz poza sceną. Dlaczego nie dajesz swoim fanom się poznać?
- Podoba mi się to, że odgrywam w życiu kilka ról. W wywiadach jestem muzykiem, ale na co dzień chcę być po prostu ojcem, kolegą z pracy, czy nawet facetem, którego się przypadkiem mija na ulicy. Nie próbuję swojego życia prywatnego ukryć przed fanami, ale prawdą jest, że nie opowiadam o nim niepytany. W ten sposób, gdy udzielam wywiadu, skupiam się wyłącznie na tym, co robię jako muzyk, a za to potem mogę się spotkać ze znajomymi i na jakiś czas zapomnieć o graniu – co czasem też jest potrzebne.
- Czym się zajmujesz zawodowo poza graniem w Borknagar i Cronian?
- Jestem pedagogiem społecznym. Charakter mojej pracy różni się zasadniczo od tego, co robię w zespole, ale to mi bardzo odpowiada. Nie lubię się ograniczać.
- Brzmi to niewątpliwie interesująco... Wspomnieliśmy o Twoim drugim zespole, Cronian. Czy przy takiej ilości pracy, jaką macie ostatnio z Borknagar, masz czas, żeby tam dalej grać?
- Jak najbardziej. Kończymy właśnie nagrywać płytę; powinna się ona ukazać na początku przyszłego roku. Ale czasem rzeczywiście jest mi ciężko pogodzić granie w dwóch zespołach, zwłaszcza, gdy ruszam w trasę z Borknagar.
- Piszesz muzykę dla obu tych zespołów. W jaki sposób wybierasz utwory, które przeznaczysz dla każdego z nich? Dlaczego materiał do „Origin” zdecydowałeś się wydać pod szyldem Borknagar, a nie Cronian?
- Te zespoły różnią się od siebie dość znacznie pod względem muzyki. Staram się pracować równolegle nad utworami dla obu kapel. Tak na przykład ciepłe, akustyczne brzmienie „Origin” zostawiłem dla Borknagar, ale równocześnie pisałem nowy materiał dla Cronian - zimny, statyczny i oparty na elektronice. Zestawienie tego, co wtedy pisałem naraz, było dla mnie niczym Yin & Yang (śmieje się).
- Co Borknagar będzie robił w najbliższej przyszłości? Planujecie trasę, a może DVD...?
- Zastanawialiśmy się nad wydaniem DVD. Niewykluczone, że kiedyś to zrobimy, ale na pewno nie będzie to kwestia najbliższych tygodni czy miesięcy. Na pewno zajmiemy się promocją „Origin”, chociaż jeszcze nie mamy ustalonych terminów koncertów. Poza tym, będziemy ćwiczyć i myśleć już teraz nad nowymi utworami.
- Na zakończenie poproszę Cię jeszcze o „słowo dla polskich fanów”...
- Przesłuchajcie naszą nową płytę. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jest oryginalna i w pewnym sensie wyjątkowa. Dajcie jej szansę.
- Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję również. Do widzenia! |
|