poświęcone muzyce metalowej

Forum muzyczne

Forum poświęcone muzyce metalowej Strona Główna -> Wywiady -> ARCH ENEMY - Szklanka w połowie pełna
Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
ARCH ENEMY - Szklanka w połowie pełna
PostWysłany: Sob 16:32, 21 Paź 2006
subcommandante
Diabeł bez wideł

 
Dołączył: 08 Lip 2005
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z otchłani i czeluści







Michael Amott, lider Arch Enemy, jest bez wątpienia jedną z najbardziej wpływowych postaci europejskiego metalu. Nazwy Carcass czy Candlemass mówią same za siebie. A do tego to niezwykle sympatyczny człowiek, obdarzony ogromnym, choć bardzo specyficznym poczuciem humoru. Rozmowa z nim była prawdziwą przyjemnością. Zresztą zobaczcie sami.


W tym roku Arch Enemy obchodzi dziesięciolecie istnienia. Czy przygotowujecie coś specjalnego z tej okazji?

Szczerze mówiąc - nie. Kiepsko nam wychodzi takie świętowanie. (śmiech) Wiele osób mówiło nam: „Gracie razem już 10 lat, może byście jakoś to uczcili?”. Ale my w ogóle o tym nie myśleliśmy. Poczekamy do dwudziestych urodzin. Mogę ci obiecać, że wtedy na pewno wyprawimy wielką fetę, wydamy okolicznościowe DVD, dorzucimy do tego jeszcze jakiś box dla kolekcjonerów i dużo innych rzeczy. Będzie super! (śmiech)

Cóż, w takim razie pozostaje nam czekać z niecierpliwością. Jednak taka okrągła rocznica to znakomity powód do spojrzenia w przeszłość i zastanowienia się nad drogą, jaką do tej pory przeszliście. Jak w kilku słowach podsumowałbyś te wszystkie lata?

Z pewnością minęły bardzo szybko. Byliśmy tak bardzo zajęci, że nawet tego nie zauważyliśmy. Cóż mogę powiedzieć - ogromnie się cieszę, że mogłem w tym wszystkim uczestniczyć. Gram ze świetnymi muzykami, udało nam się osiągnąć spory sukces, zwiedziliśmy kawał świata i robiliśmy mnóstwo innych ciekawych rzeczy.

Jakie były najważniejsze momenty w historii zespołu?

Bez wątpienia zmiana na stanowisku wokalisty i płyta „Wages of Sin”, na której po raz pierwszy zaśpiewała Angela. To był dla nas wszystkich ogromny krok naprzód, jakbyśmy nagle ni stąd ni zowąd znaleźli się na zupełnie innym poziomie. Angela wykonała naprawdę fantastyczną robotę. Poza tym od tego właśnie albumu rozpoczęliśmy współpracę z producentem Andym Sneapem, który wywarł niekwestionowany wpływ na dzisiejsze brzmienie Arch Enemy.

Co uznajesz za największy sukces Arch Enemy?

Trudno powiedzieć. Mógłbym wymienić wiele wspaniałych rzeczy, które nam się przydarzyły. Występowaliśmy wspólnie z takimi gigantami, jak choćby Iron Maiden czy Slayer. Zagraliśmy mnóstwo koncertów na całym świecie. Mamy spore grono oddanych fanów. Myślę, że po prostu mamy dużo szczęścia jako zespół.

A jak byś miał wskazać największą porażkę?

Ja osobiście niczego nie żałuję. Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Dzisiaj jesteśmy w takim a nie innym miejscu i jesteśmy z tego bardzo zadowoleni. A zatem droga, którą sobie obraliśmy, była właściwa. I nie ma sensu zastanawiać się teraz, czy coś poszło nie tak.

A czy zastanawiasz się czasem nad przyszłością zespołu? Gdzie Twoim zdaniem Arch Enemy może być za kolejne 10 lat?

Oczywiście chcielibyśmy być największym zespołem na świecie grającym ekstremalny metal. (śmiech) Ale kto by nie chciał? A tak poważnie to nie mamy żadnego „wielkiego planu”. Po prostu chcemy cały czas robić to, co robimy i chcemy, żeby sprawiało nam to przyjemność. W przyszłym roku planujemy wydać nową płytę, potem pewnie znowu pojedziemy w trasę i tak to się kręci. Mamy teraz w sobie naprawdę dużo twórczej energii i mam nadzieję, że tak pozostanie.

Powróćmy może do teraźniejszości. Niedawno ukazało się wasze pierwsze DVD, „Live Apocalypse”. Co możesz o nim powiedzieć?

To oczywiście jedno z najlepszych wydawnictw tego typu w historii metalu. (śmiech) Problem polega na tym, że na rynku pojawia się ostatnio zbyt dużo gównianych DVD. My nie chcemy mieć z tym nic wspólnego. Na „Live Apocalypse” każdy najdrobniejszy szczegół jest dopracowany. Włożyliśmy w to kupę pracy i pieniędzy. Podobnie jak w przypadku naszych albumów studyjnych, postawiliśmy sobie poprzeczkę bardzo wysoko i myślę, że udało nam się sprostać tym wymaganiom. Wszystko - obraz, dźwięk, nawet menu - jest tutaj najwyższej jakości. Ponadto umieściliśmy tu mnóstwo materiałów dodatkowych - teledyski, wywiady, obrazki zza kulis, prezentacje sprzętu itp. W ten sposób każdy może nieco lepiej poznać nasz zespół. Jesteśmy naprawdę bardzo dumni z końcowego rezultatu. Nasi fani zasługują na coś takiego. Poza tym w końcu przestaną zasypywać nas mailami z zapytaniem: „Kiedy wreszcie wydacie DVD?” (śmiech)

To rzeczywiście dobry powód...

To prawda (śmiech). Zresztą dlatego też odwiedzamy różne kraje, w których wcześniej nie byliśmy, jak na przykład Australia. Dostawaliśmy stamtąd tyle maili, że w końcu daliśmy za wygraną: „Ok, zamknijcie się wreszcie. Przyjedziemy do was.” (śmiech)

Polscy fani też was tak zadręczają?

Tak, ale mogliby pisać jeszcze więcej. Wtedy może do was przyjedziemy. (śmiech) Bardzo byśmy chcieli któregoś dnia zagrać w Polsce. Byłem tam raz w życiu, wiele lat temu i bardzo mi się podobało. Myślę, że należy wam się trochę Arch Enemy. (śmiech)

Koncert, który stanowi główną część „Live Apocalypse”, został zarejestrowany w Londynie w grudniu 2004 r. To dość dawno temu, poza tym od tego czasu w obozie Arch Enemy sporo się wydarzyło - wydaliście nową płytę („Doomsday Machine”), zmienił się też skład zespołu. Skąd taka niecodzienna sytuacja?

Od początku rejestrowaliśmy ten właśnie koncert z myślą o DVD. I całość wyszła naprawdę świetnie. Ale niedługo później, na początku 2005 r., rozpoczęliśmy prace na płytą „Doomsday Machine” i w związku z tym nie mieliśmy specjalnie czasu zajmować się projektem związanym z DVD. Potem pojechaliśmy w trasę, a nagranie ciągle czekało w domu aż znajdziemy chwilę, żeby wreszcie coś z nim zrobić. Dopiero na początku tego roku mogliśmy się z powrotem za to zabrać i poskładać wszystko do kupy. Jednak materiał rzeczywiście nieco się już zestarzał, dlatego też na DVD znajdują się dodatkowo 3 kawałki pochodzące z nowej płyty, zarejestrowane podczas koncertu w Manchesterze w grudniu 2005 r.

Spośród 20 utworów zamieszczonych na DVD jedynie 3 pochodzą z okresu sprzed „Wages of Sin”. Czy to oznacza, że na koncertach raczej nie gracie starego materiału?

Nie do końca. Czasem sięgamy też po starsze rzeczy. Na przykład wśród materiałów dodatkowych na „Live Apocalypse” można znaleźć fragment koncertu z Japonii, na którym gramy utwór „Silverwing” z płyty „Burning Bridges”. Zresztą Japonia to osobna historia. Od samego początku jesteśmy tam bardzo popularni, ludzie dobrze znają stare kawałki i domagają się ich podczas koncertów. Natomiast w Europie i w USA niewiele osób w ogóle kojarzy te rzeczy. Dla większości z nich Arch Enemy to tylko 3 ostatnie albumy, na których śpiewała już Angela - „Wages of Sin”, „Anthems of Rebellion” i „Doomsday Machine”. Dlatego też myślimy o ponownym nagraniu kilku starych rzeczy, podobnie, jak zrobił to swego czasu Testament. Lubimy te utwory i chcielibyśmy częściej grać je na koncertach. Mam nadzieję, że jeśli ludzie usłyszą je w nowych wersjach, z wokalem Angeli, otworzy im to w jakiś sposób oczy na historię zespołu. To zupełnie nowy pomysł i jesteś jedną z pierwszych osób, które się o tym dowiadują. (śmiech)

Wspomniałeś wcześniej, że najważniejszym wydarzeniem w historii Arch Enemy był początek współpracy z Angelą. Metal to jednak przede wszystkim „męska rzecz” i kobieta śpiewająca growlingiem wciąż stanowi dość niecodzienny widok. Jak wasza decyzja została przyjęta przez środowisko metalowe?

Reakcje w dziewięćdziesięciu procentach były pozytywne. Natomiast pozostałe 10 procent to ludzie z małymi fiutkami... (śmiech) Jeśli ktoś ma problem i nie dopuszcza do siebie myśli, że Angela sprawdza się w tej muzyce lepiej niż wielu facetów, to niechybny znak, że ma małego fiutka!

Mimo to nie boisz się, że możecie być czasem postrzegani jako swoista ciekawostka na scenie metalowej?

Rzeczywiście, często tak bywa w przypadku kobiet grających czy śpiewających metal. Ale Arch Enemy to coś zupełnie innego. To muzycy światowej klasy, to znakomite kompozycje i perfekcyjne wykonanie. A do tego mamy w zespole prawdziwą gwiazdę. Kogoś, od kogo nie możesz oderwać oczu, kto potrafi cię zauroczyć. To zupełnie tak, jakbyśmy mieli własnego Bruce’a Dickinsona albo Roba Halforda. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wiele osób mówi sobie: „Stary, patrz - mają fajną laskę na wokalu. Ciekawe jak to brzmi”. Albo coś w tym stylu. Ale jeśli nie stałaby za tym dobra muzyka, na tym by się pewnie kończyło. Ludziom wystarczyłoby, że kupią sobie jakieś pismo muzyczne, popatrzą na „fajną laskę” z mikrofonem i może ściągną parę empetrójek. Na szczęście w przypadku Arch Enemy tak nie jest. Na nasze koncerty przychodzą setki osób, płyty sprzedają się z roku na rok coraz lepiej. Nie byłoby tak, gdyby słuchacze traktowali nas jedynie jako ciekawostkę. Ciekawostka szybko przemija, a prawdziwa muzyka pozostaje.

A jak wyglądają wasze relacje wewnątrz zespołu? Czy Angela krzyczy na was czasem tak jak to robi na płytach?

Nie, nigdy na nas nie krzyczy. Chyba, że akurat się rozgrzewa przed koncertem. (śmiech) Angela to bardzo tolerancyjna osoba i jest nam stanie wiele wybaczyć. Zresztą wszyscy bardzo się nawzajem szanujemy i staramy się pomagać sobie na ile to możliwe. W zasadzie nie mamy żadnych „wewnętrznych” problemów.

Kilkakrotnie spotkałem się z opinią, że na waszej ostatniej płycie agresywne wokale Angeli nie zawsze tworzą spójną całość z coraz bardziej melodyjną muzyką. Nie myśleliście czasem o wykorzystaniu w przyszłości również czystego śpiewu?

Cóż, pedalstwo w metalu to nic nowego... (śmiech) Arch Enemy zasadniczo reprezentuje ekstremalny nurt tej muzyki. Ale mamy w składzie naprawdę najlepszych muzyków w branży i potrafimy zagrać praktycznie każdą odmianę metalu. Inspiruje nas wiele rzeczy, od klasycznego heavy do death metalu. Łączymy to wszystko ze sobą, ale cały czas zależy nam na utrzymaniu tej charakterystycznej brutalności jeśli chodzi o wokale. To jest właśnie Arch Enemy! Ludzie mają tyle różnych dziwnych opinii, że z czasem staje się to wręcz śmieszne. Moim zdaniem powinni skupić się na rzeczach najważniejszych. Jeśli jesteś fanem jakiegoś zespołu - popieraj go. Jeśli nie - po co masz go krytykować? Dla niektórych przysłowiowa szklanka jest zawsze w połowie pusta. Dla mnie jest w połowie pełna. Zawsze staram się dostrzegać to, co pozytywne. Jeśli nie lubię jakiejś płyty, po prostu jej nie słucham. A nie chodzę i gadam jak bardzo mi się nie podoba i co bym tam zmienił. Mam ważniejsze rzeczy do roboty. (śmiech)

W zeszłym roku Twój brat Christopher opuścił zespół. Dlaczego?

Był już zmęczony ciągłym jeżdżeniem w trasy i ogólnie nie czuł się z nami dobrze. W gruncie rzeczy bardzo się cieszę że odszedł. W przeciwnym wypadku cały zespół mógł z czasem po prostu eksplodować od wewnątrz. Na szczęście tak się nie stało i teraz wszyscy - łącznie z nim - są szczęśliwi. Jego następcą jest Frederik Akesson, z którym dogadujemy się naprawdę znakomicie.

Porozmawiajmy teraz trochę o waszej muzyce. Co byś o niej powiedział komuś, dla kogo określenie „Arch Enemy” brzmi w najlepszym razie jak tytuł gry komputerowej?

To czysty pieprzony metal! (śmiech)

A trochę bardziej szczegółowo?

Nie! (śmiech)

Mimo to czasem wiąże się was z tzw. „sceną göteborską” i stawia na równi z takimi zespołami, jak In Flames, At The Gates czy Dark Tranquility. Co o tym sądzisz?

Przede wszystkim nie jesteśmy z Göteborga, chociaż mamy całkiem blisko. (śmiech) Moim zdaniem Arch Enemy wcale nie brzmi podobnie do zespołów, które wymieniłeś. Słyszałem w życiu wiele kapel, które grają jak In Flames, ale nigdy nie słyszałem kogoś, kto by grał jak Arch Enemy. To, co robimy to po prostu ekstremalny metal i nie chciałbym się zagłębiać w dalsze specyfikacje. Wiem, że ludzie potrzebują różnych szufladek, żeby uporządkować sobie rzeczywistość. Nie czują się komfortowo, gdy nie są w stanie czegoś nazwać i zaklasyfikować. Mimo to staram się w miarę możliwości od tego uciekać.

Co w takim razie Cię inspiruje?

Oczywiście wciąż ogromnym źródłem inspiracji jest dla mnie muzyka tworzona przez innych. Głównie klasyczny metal i rzeczy pokrewne, które pamiętam jeszcze z czasów wczesnej młodości. Słucham tego, a potem biorę sobie stamtąd jakieś patenty, przyspieszam tempo, ustawiam przester na maksimum i jazda! (śmiech) Ale przede wszystkim inspiruje mnie gitara jako taka i wręcz nieskończone możliwości, jakie przede mną otwiera. Ćwiczę codziennie i codziennie wpadają mi do głowy nowe pomysły, które potem wykorzystuję w utworach. Ciągle się uczę.

Jako gitarzysta metalowy, co byś poradził młodym adeptom tej sztuki? Co jest najważniejsze w grze na gitarze?

Przede wszystkim obcowanie z instrumentem musi sprawiać przyjemność. Gitara powinna być w pierwszej kolejności przyjacielem, z którym czas dużo szybciej mija i który cię nigdy nie znudzi. Moim zdaniem to bardzo pozytywny i niezwykle kreatywny instrument, który wciąż otwiera przed tobą nowe możliwości. A co do konkretnych wskazówek - zachowam je może na potrzeby mojego przyszłego instruktażowego DVD, które będę sprzedawał po 150 dolarów za sztukę! (śmiech)

Kto jest Twoim ulubionym gitarzystą?

Jest ich dwóch. Jeden to Michael Schenker, którego chyba nie trzeba przedstawiać. Drugi natomiast nazywa się Frank Marino. To Kanadyjczyk, popularny głównie w latach siedemdziesiątych. Chciałbym kiedyś osiągnąć ten poziom co oni. Oprócz tego jest chyba ze stu innych gitarzystów, których darzę ogromnym szacunkiem, jednak większość z nich to „stara gwardia”. Przyznam, że spośród dzisiejszych muzyków mało kto robi na mnie wrażenie.

Dlaczego?

Dawniej ludzie mogli się pochwalić znakomitą techniką, a do tego mieli świetne brzmienie i potrafili pisać piosenki. Dzisiaj mi tego brakuje. Jest wielu gitarzystów grających bardzo szybko, ale większość z nich to marni kompozytorzy. Albo na odwrót - niektórzy piszą fajne kawałki, ale brakuje im techniki. Trudno znaleźć kogoś, kto by potrafił to wszystko połączyć. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych było ich mnóstwo. Potem jednak przyszedł grunge, nu metal i sprawność instrumentalna zeszła na dalszy plan. Granie solówek przestało być integralną częścią muzyki, przestało budzić szacunek. Dla mnie to wielka czarna dziura. Na szczęście ostatnio coś się zaczyna zmieniać pod tym względem.

Dużo mówisz o swoim przywiązaniu do tradycyjnego metalu. A co sądzisz o współczesnej scenie metalowej?

Moim zdaniem głównym problemem tej sceny jest jej powierzchowność, brak solidnych podstaw, solidnych inspiracji. Wszystko upodabnia się do siebie tworząc jedną, nieciekawą masę. Istnieją setki kapel brzmiących jak In Flames czy At The Gates, czasem któraś z nich dorzuci fragment w stylu Pantery albo Fear Factory. Jestem pewien, że co miesiąc dostajesz po kilkanaście płyt nowych zespołów metalowych i masz potem cholerny problem z ich odróżnieniem. Dla mnie to wszystko jest bardzo powierzchowne, więc sam staram się szukać inspiracji sięgających głębiej, stanowiących o istocie tej muzyki a nie tylko jej takim albo innym brzmieniu. Pragnę dotrzeć do korzeni metalu i hard rocka aby następnie zreinterpretować je poprzez umieszczenie w dzisiejszym kontekście. Tym właśnie jest dla mnie Arch Enemy.

Jednak po wydaniu płyty „Doomsday Machine” pojawiły się głosy, że zmierzacie w stronę muzyki bardziej komercyjnej. Co sądzisz o całej tej dyskusji pod tytułem „autentyczność kontra komercja”?

Na początku chciałbym wymienić kilka nazw: Iron Maiden, Judas Priest, Black Sabbath, Deep Purple, Metallica, Megadeth, Slayer. Wszystkie te zespoły wydawały single, kręciły teledyski, sprzedawały płyty, otwierały się na fanów. A o ile mi wiadomo, to właśnie one w największym stopniu przyczyniły się do rozwoju muzyki metalowej. Naprawdę nie obchodzi mnie opinia jakiegoś dzieciaka, który siedzi przed komputerem, mama woła go na obiad, ale on chce jeszcze napisać kilka brzydkich słów o jakimś zespole metalowym, który mu się akurat nie podoba. Wiem o metalu więcej niż ktokolwiek kogo znam i nie muszę przejmować się takimi rzeczami. Wiem co robię. (śmiech) Jestem bogiem metalu! Mogę robić co mi się podoba! Inni niech sczezną! (śmiech)

Amen! Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że nie przyjdzie nam zbyt długo czekać na "odrobinę Arch Enemy" w naszym kraju...

Ja też mam taką nadzieję. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich w Polsce.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ARCH ENEMY - Szklanka w połowie pełna
Forum poświęcone muzyce metalowej Strona Główna -> Wywiady
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie GMT  
Strona 1 z 1  

  
  
 Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin