subcommandante |
Diabeł bez wideł |
|
|
Dołączył: 08 Lip 2005 |
Posty: 76 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: z otchłani i czeluści |
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/spacer.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/spacer.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/post_corner.gif) |
|
Lider Old Man’s Child – Galder – to z pewnoscia bardzo zajety, ale jednoczesnie bardzo sumienny czlowiek. Choc pracuje na pelnym etacie jako gitarzysta Dimmu Borgir, nie zapomina jednak o fanach swej macierzystej formacji i z godna podziwu regularnoscia dostarcza im nowe wydawnictwa. A od wydania poprzedniego albumu „In Defiance of Existence” minely już przeciez dwa lata...
Coz takiego można powiedziec o nowej plycie? Z pewnoscia jest konsekwentnym rozwinieciem tendencji zapoczatkowanej na „In Defiance...”, a jednak w pewnym sensie zaskakuje. Pierwsze, co przychodzi na mysl po jej przesluchaniu to, mowiac slowami jednego ze znanych politykow: „O jeden most za daleko”. Galder wyraznie daje upust swojej fascynacji sposobem grania rodem z sasiedniej Szwecji (gdzie zreszta „Vermin” był nagrywany), spod znaku Dark Tranquility, In Flames czy nawet Opeth. Jednak o ile na poprzednim krazku wplywy te były zrownowazone solidna porcja klimatycznego, „symfonicznego” black metalu, o tyle na „Vermin” elementow stricte blackowych już praktycznie nie ma, może z wyjątkiem kilku partii wokalnych. To raczej melodyjny, bardzo dobry technicznie death metal, utrzymany w srednim tempie, z ciekawymi, rozbudowanymi partiami instrumentalnymi. Lider OMC najwidoczniej przypomnial sobie, ze jest przede wszystkim gitarzysta i to wlasnie znakomite motywy gitarowe sa najmocniejsza strona plyty. Jest tu duzo bardzo dobrych riffow i kilka swietnych solowek (m. in. w otwierajacym album „Enslaved and Condemned” czy w „War of Fidelity”), w powstaniu których maczal zreszta palce swietnie znany z Testamentu Eric Peterson.
Na marginesie warto dodac, ze Galder zawsze miał talent do wybierania ludzi, z którymi wspolpracowal. Na „Vermin”, oprocz Petersona, pojawia się tez znakomity dunski bebniarz Reno H. Kiilerich, podobno jeden z najszybszych na swiecie w grze na dwie stopy... I trzeba uczciwie przyznac, ze ze swej roli wywiazuje się doskonale. Wszystkie inne instrumenty natomiast obslugiwal sam lider, co czyni z niego w zasadzie jedynego tworce tego albumu, podobnie jak było w przypadku plyty „Ill-natured Spiritual Invasion”. Sprawia to, iż koncepcja artystyczna jest naprawde spojna i przemyslana, choc pozostaje pytanie, czy tego wlasnie fani OMC się spodziewali; czy nowa droga przyjeta przez Galdera zostanie przez nich zaakceptowana.
W ostatecznym rozrachunku „Vermin” to bardzo dobra plyta. Potezna, swietnie zagrana i wyprodukowana, pelna pieknych melodii i „polamanych” rytmow. A jednak pozostaje pewien niedosyt, czegos tu brakuje. Może tej tak charakterystycznej dla poprzednich dokonan OMC mrocznej atmosfery, szczypty demonizmu, od ktorej przy sluchaniu np. „The Pagan Prosperity” az ciarki przechodzily po plecach... Galder w swej artystycznej podrozy wyraznie pozostawia za soba rodzinna, mrozna Norwegie i kieruje się w strone „technicznej” Szwecji. Jaki będzie nastepny przystanek – zobaczymy.
3,5/5 |
|