m_marcolin |
Pomocnik Szatana |
|
|
Dołączył: 02 Wrz 2005 |
Posty: 235 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: gliwice |
|
|
|
|
|
|
Opisano tu juz wszystkie zespolu z wielkiej czworki thrash metalu poza jednym, najbardziej zapomnianym bandem. Anthrax, bo o nim mowa, kiedys wymieniany byl jednym tchem obok Metalliki, Slayera i Megadeth. Te zespoly dalej przyciagaja tlumy, tymczasem na zeszlorocznym koncercie "Waglika" w proxime znalazlo sie zaledwie kolo 900 osob. Oczywiscie Sccott Ian i spolka nigdy nie zeszli do podziemia i sluch o nich nie zaginie, jednak taka popularnosc jak u schylku lat osiemdziesiatych nigdy nie wroci. Stalo sie tak chyba dlatego, ze Anthrax nigdy nie nagrala swojego "Mastera", owszem mieli oni swietne krazki z obydwoma wokalistami, z Belladonna "Among the Living", a z Bushem "We' ve come for you all" Jednak o zadnym z nich nigdy nie mowilo sie jak o "Reign in Blood" czy "Rust ib Piece". Dla mnie jednak Anthrax zawsze byl i bedzie waznym zespolem, koncert w Warszawie byl naprawde siwetny, a chlopaki szaleli jakby mieli po 20 lat.
Btw Ktorego wokaliste wolicie? Joela Belladonne czy John Busha? Ja mam spory dylemat. Pod wzgledem umiejetnosci czysto wokalnych Bush bije poprzednika na glowe. Belladonna to krzykacz, przy ktorym nawet James Hatfiel wypada jak tenor operowy, z drugiej jednak strony jego wokalizy swietnie wpasowuja sie w ten styl muzyki np w kawalku "Immitation of Life". Bush natomiast ma glos jak dzwon, ale nadaje on nawet starym kompozycja nowego wymiaru, nie mowiac juz o nywych np "Safe Home" (wyobrazcie tu sobie Belladonne , albo lepiej Neila
Turbina:)))))). Naprawde trudno jest wybrrac... |
|