|
| Metal Union Roadtour 2005, Katowice, Mega Club, 27.10.2005 |
|
|
Wysłany: Sob 15:03, 29 Paź 2005 |
|
|
Wolvie Jr |
Diabeł bez wideł |
|
|
Dołączył: 03 Paź 2005 |
Posty: 62 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Będzin |
|
|
|
|
|
|
27 pażdziernika 2005 AD w Katowickim Mega Clubie w ramach kolejnej odsłony trasy Metal Union Roadtour zagrać miały zespoły: Frontside, Hedfirst, Sunrise, Face Of Reality oraz Bottom. Zacznę może od tego, że na koncert ten wybrałem się głównie ze względu na Frontside i Sunrise, a najciekawszy byłem właśnie występu tych ostatnich, bo tak się jakoś złożyło, że nie miałem okazji usłyszeć ich wcześniej. Ciekawość moja została oczywiście w pełni zaspokojona, ale zacznijmy od początku… Do Katowic dotarłem około godziny 17, więc po Mega Clubem pojawiłem się w sam raz by zdążyć na co nieco szatańską godzinę otwarcia (16:66 ). Tam tez połączyłem się z resztą swojej grupy uderzeniowej i wkroczyłem do tego zacnego przybytku.
Po dłuższej chwili rozgrzewek rozległy się pierwsze koncertowe takty w wykonaniu zespołu Bottom. W sumie podziwiałem ich koncert audio-wizualnie przez jakieś 3 minuty, po czym ograniczyłem się do nieco przytłumionego elementu stricte dźwiękowego przy piwie. Powiedzieć mogę tyle, że kapela okazała się lepsza niż się spodziewałem. Nie zostałem powalony, ale fuszerki raczej nie było. Niestety, publika podziwiała ich występ dosyć statycznie, no ale taka już dola rozgrzewaczy.
Potem na nieco dłuższą już chwilę nawiedziłem piętro w trakcie występu Face Of Reality. Zagrali bardzo energicznie, choć przyznam, że przy natężeniu głośności w klubie trochę mi się wszystkie instrumenty zlewały w jedną ścianę hałasu. Publiczności jednak nie wydawało się to zbytnio przeszkadzać i wiele osób szalało pod sceną, czy to moszując czy po prostu machając mniej lub bardziej porośniętym czerepem. Sądzę, że mogą ten występ zaliczyć do udanych.
Nastąpiła chwila przerwy, a po niej pojawili się nasi eksportowi vegan-sXe, czyli Sunrise. Dopóki nie nagrali ostatniej płyty interesowała mnie ich twórczość tyle, co zeszłoroczny śnieg, choć nawet z ust osób o podobnym podejściu słyszałem, że na żywo nawet tamten materiał wypadał bardzo dobrze. Ten występ zdominowały jednak kawałki z ostatniego wydawnictwa, ku uciesze mojej i zapewne nie tylko mojej. Zagrali więc między innymi dostępne na ich stronie "Born Free, Die Free" i "Coma Is Over". Rozpoznałem też, choć to głównie dzięki zapowiedzi wokalisty, stary i tu i ówdzie lubiany numer "Still Walking With The Fire". O tym, że ich ostatnią płytę czuć Entombed, mówiło się w wielu miejscach i stąd wraz ze stojącym nieopodal ziomem przyszło nam do głowy że ciekawie byłoby, gdyby zagrali jakiś ich cover. Jako dobry pomysł wymieniłem "Seeing Red", a ziom podał "Serpent Speech". Wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, gdy po zakończeniu wówczas grającego kawałka usłyszeliśmy znajomą zagrywkę gitarową, a panowie zaczęli grać… "Seeing Red"! Nooo, to wpadłem sobie w lekki szał, poleciałem w kocioł i trochę tam porozrabiałem. Za ten cover Sunrise ma u mnie plusa jak stąd do Jowisza! Co jeszcze mogę powiedzieć o ich występie? Kontakt z publiką trzymali świetny, głównie dzięki wokaliście, Patrykowi, który parę razy nie nachalnie zapraszał do zapoznania się z przekazem Sunrise (chodziło tu głównie o weganizm zdaje się), przy okazji rozsiewając nieco ulotek. Nie obyło się bez wypożyczania mikrofonu i tym podobnych stałych elementów gry . Występ bardzo, ale to bardzo na plus, tym bardziej, że brzmieli nieco bardziej selektywnie od FOR. Tyle o Sunrise.
Następny w kolejce był Hedfirst i o nich nie mogę za wiele powiedzieć, bo poszedłem sobie wtedy odpocząć przed Frontside. Cóż, ich studyjne dokonania do mnie nie przemawiały, stąd takowa decyzja. Ponoć na żywo wypadają lepiej, ale jednak dyskusje filozoficzne prowadzone na parterze wciągnęły mnie bardziej .
Ostatnią grupą która wyszła na scenę tego wieczoru był oczywiście Frontside, który niczym nowym mnie nie zaskoczył, grając na swoim zwykłym, wysokim poziomie, może poza faktem że od czasów gdy pierwszy raz widziałem ich występ z nowym wokalistą, Aumanem, ten ostatni zrobił naprawdę spore postępy i w niczym chyba nie ustępuje już w dziedzinie charyzmy Astkowi. Zauważyłem jednak po raz kolejny, że na żywo grają kawałki z ostatniej płyty chyba nieco wolniej, niż w wersji studyjnej, ale nie jest to duża różnica. Jeśli chodzi o set, to grali oczywiście kawałki z dwóch ostatnich płyt, plus jeden z "Nasze Jest Królestwo…", jeśli dobrze pamiętam, oraz cover Hatebreed, "Doomsayer" mianowicie. Publika przyjęła ich ciepło, żeby nie powiedzieć gorąco, a pod sceną cały czas się działo, oj działo… Niektórzy chcieli namówić ich do zagrania czegoś z jeszcze wcześniejszych płyt, ale tak jednak się nie stało. Wciąż na pierwszą linię wystawiają swój najnowszy materiał, który notabene zostanie być może niedługo wydany za granicą, w wersji anglojęzycznej. Co jeszcze? Oczywiście, podobnie jak w wypadku Sunrise mikrofon nieraz wędrował do publiki. Wracając jeszcze na chwilę do Aumana, podczas koncertów o wiele częściej niż na płycie używa skrzeku i nie wiem jak inni, ale akurat dla mnie było go trochę za dużo. Wolę jednak zwykłe darcie pały . Generalnie nie mam jednak nic do zarzucenia występowi Frontside, wręcz przeciwnie. Było "głaskanie" i "ogień z dupy", a o to przede wszystkim chodzi.
Na koniec gratuluję całej załodze MURu tak sprawnego przeprowadzenia całego show. Zero obsuw, wszystko rozpoczęło się o planowanej godzinie, a skończyło ok. 23:20. Pełna profeska, bilety w formie opasek też nie były złym pomysłem - po prostu nie dało się ich zgubić, w domu musiałem swoją rozciąć nożem . Wszystko zrobione z pełną precyzją, co jednak odbiło się w fakcie, że zespoły w zasadzie nie grały bisów, ale to akurat niewielki problem. Oby tak dalej!
( tę relację, podobnie jak wiele innych rzeczy możecie też znaleźć w moim (m.in. ) serwisie DAWN OF THE DEAF -> [link widoczny dla zalogowanych] ) |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|