|
| Krisiun, 11.03.2006, Warszawa, klub Progresja |
|
|
Wysłany: Czw 0:37, 16 Mar 2006 |
|
|
stingerin |
Diabełek |
|
|
Dołączył: 30 Gru 2005 |
Posty: 20 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
|
|
|
|
AssassiNation European Tour 2006
Kiedy: 11 marca 2006 Gdzie: klub Progresja, Cena biletongów: 37zł w przedsprzedaży, 45zł w dniu koncertu (nie ma lekko, ale da się jeszcze żyć) Start: 20.00 Supporty: Devious (Holandia) i Deathbound (Finlandia) Gwiazda: Krisiun
Stało się, nadszedł TEN dzień i Brazylijczycy z Krisiun zjechali do stolicy naszego smutnego kraju
Do Pro dotarłam niedługo po 19.00 i tu pierwsza niespodzianka, a raczej niemiłe zaskoczenie - koncert już się zaczął. No tak być nie może, o nie, na bilecie wyraźnie stoi białym na czarnym, że start o 20.00, a start o 20.00 to nie start o 19.00, umówmy się.
Druga niemiła niespodzianka – brak Deathbound w szeregach supportów :/ Dla mnie ta informacja była na miarę tragedii bo na zobaczenie Finów na scenie napaliłam się dość konkretnie. Przyczyny ich nieobecności nie są mi jednak znane, prawdopodobnie jak zwykle zawinił czynnik ludzki, ktoś się z kimś nie dogadał i tyle.
Zamiast Deathbound koncert wspierała nasza rodzima formacja z pomorza – Tehace. Tego zespołu nie widziałam z powodu nadmienionego wyżej czyli tego, że cały koncert zaczął się wcześniej niż było zapowiedziane
Po Tehace na scenie pojawili się Holendrzy z Devious. Całkiem przyjemny dla ucha death metal jednak bez polotu i finezji. Miłym akcentem był fakt, że wokalista miał na sobie bluzę Lost Soul „Chaostream” . I to właściwie tyle w temacie Deviousa.
Nie miałam wielkich oczekiwań co do występu Brazylijczyków. Widziałam ich ze dwa lata wstecz w Spodku przy okazji Metylmanii i nie położyli mnie na łopatki. Chyba nawet byłam do nich negatywnie nastawiona – przeciętny koncert w Spodku, zgrywanie mega mrocznych, złych i kurwiących na wszystko dokoła przy okazji wywiadów, nazbyt jak dla mnie rzeźnickie łojenie na większości płyt itd. Ale z drugiej strony rewelacyjny perkusista, Max Kolesne, który z pałeczkami w rękach to się chyba po prostu urodził i płyta „Bloodshed”, która wprowadziła do muzy Krisiuna trochę melodii. Postanowiłam udać się 11 marca do Progresji i „dać im szansę” Teraz już wiem, że strasznym moim błędem byłoby, gdybym tego nie zrobiła.
Już pierwsze dźwięki zabrzmiały tak potężnie i doskonale, że w ciągu kilku dosłownie sekund zapędziły wszystkich obecnych tego dnia w Progresji pod scenę. Krisiun wbiło nas w ziemię, totalnie zmiażdżyło i ani przez chwilę całego występu nie odpuściło. To była czysta doskonałość!
Nagłośnienie było w Pro tego dnia po prostu świetne! Perkusja Maxa brzmiała piekielnie, to była maszyna do zabijania! (na marginesie: Max odmienił swój wizerunek przez ogolenie tej swojej parszywej brody, wyszło mu to na dobre, wygląda teraz zdecydowanie lepiej) Szkoda, że nie poszła żadna porządna solówka na bębenkach, ale cóż, może trzeba było zostawić cień niedosytu
W gigu rządziły dwie ostatnie płyty „Bloodshed” , tu m.in. Slain Fate i Ominous ale przede wszystkim AssasiNation z Bloodcraftem na przedzie (prócz tego na pewno było grane Decimated i Vivicious Rath) bo była to przecież trasa promująca ten świeżusieńki album.
Alex mimo wszelkich moich obaw okazał się mieć rewelacyjny i bardzo serdeczny kontakt z publicznością. Tak, powtórzę to raz jeszcze – serdeczny. Między utworami ciągle powtarzał „you are fuckin great! We love polish public! Polish bands are great! We don’t kiss your ass!(nie, skąd ) you are the best public ever” itd. itp. Tak, całował nam dupy strasznie a my w zamian jedliśmy mu z ręki. Progresja szalała, skandowała. Byliśmy wszyscy totalnie zaczarowani potęgą Krisiun, braćmi Kolesne, Alexem!
Ten koncert wspominać będę jako jeden z najlepszych na jakich byłam (a byłam na niejednym, zapewniam). Wokalista pożegnał nas ciepłym „you were great, take a bear, have fun and stay on metal!” I tak ma kurde być “stay on metal!” |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|