|
| Hunter, Arakain; Warszawa, Stodoła 06.11.2005 |
|
|
Wysłany: Wto 14:56, 08 Lis 2005 |
|
|
subcommandante |
Diabeł bez wideł |
|
|
Dołączył: 08 Lip 2005 |
Posty: 76 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: z otchłani i czeluści |
|
|
|
|
|
|
Warszawski koncert Huntera w ramach tegorocznej jesiennej trasy był szczególny, ponieważ zespół właśnie w Stodole postanowił świętować XX-lecie swego istnienia. Niestety owej rocznicowej atmosfery nie dało się jakoś wyczuć – gdybym tego nie wiedział, nawet przez myśl by mi to nie przeszło. Ot, zwykły, fajny koncercik bardzo dobrej jak na nasze warunki kapeli. I tyle. O tym, że impreza miała mieć charakter retrospektywny przypominały w zasadzie tylko banery z różnych okresów działalności, rozwieszone na ścianach. Odbyło się oczywiście uroczyste wręczenie tortu na scenie i gromkie „Sto Lat!” odśpiewane przez widownię przy akompaniamencie skrzypiec Jelonka, jednak to chyba trochę za mało. Poza tym wiele gwiazd rodzimej sceny przyzwyczaiło nas już do tego, że koncerty „urodzinowe” to moc atrakcji, tłum gości na scenie, wspólne wykonania znanych kawałków itp. A tu – poza zaproszeniem czeskiego Arakaina (który jednak pojawiał się też w kilku innych miastach podczas trasy) – nic. Czyżby Hunter nie miał w ogóle przyjaciół wśród znanych postaci naszej sceny rockowej? Wątpię...
Na szczęście, pomimo tego kompletnego braku „atrakcji dodatkowych” impreza udała się całkiem nieźle i kilkuset fanów zarówno Huntera, jak i Arakaina, nie mogło mieć powodów do narzekań. Jako support wystąpił zespół Prana i to w zasadzie wszystko, co mogę o nich powiedzieć. Z tego co wiem są bardzo młodzi więc może jeszcze wiele przed nimi. Zmiana sprzętu odbyła się dość sprawnie i już ok. 15 minut po zakończeniu występu Prany na scenie pojawił się legendarny czeski Arakain. Nie skłamię jeśli powiem, że niemała część publiczności przyszła tam specjalnie na nich. Czesi zagrali bardzo dobrze, chociaż niestety o dobrych parę minut za długo. Płynąca ze sceny mieszanka thrashowych riffów i power metalowego wokalu przypadła do gustu wielu osobom, jednak podobne do siebie kawałki i brak ruchu na scenie powodowały, że momentami zwyczajnie wiało nudą. Energiczniej zrobiło się tylko przy „Strom zivota” i kończącym set „Apage Satanas”. Ogólnie Arakain został przez słuchaczy przyjęty bardzo ciepło (dowiedzieliśmy się, że „polska publika je super!”) i nawet zmuszony do bisowania.
Po równie krótkiej przerwie technicznej na scenie pojawili się bohaterowie i jednocześnie gospodarze tego wieczoru – zespół Hunter. Od początku było mocno, do przodu i bardzo głośno, chociaż poza tym do brzmienia nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Na uwagę zasługiwała też konstrukcja sceny, z dwiema platformami po obu stronach, na które co chwilę wskakiwali kolejni muzycy, a zdecydowanie najlepiej prezentował się tam w swej charakterystycznej pozie Jelonek. Na pierwszy ogień poszły kawałki z „T.E.L.I.” i była to zdecydowanie najlepsza część koncertu. Mogliśmy usłyszeć m.in. „T.E.L.I.”, „NieRaj” czy znakomicie przyjęty przez publiczność „BiałoCzerw”. Nieco spokojniej było przy „Krzyku Kamienia” i „Osiem”. W drugiej części zespół skupił się na starszym materiale i tutaj najjaśniejszym punktem było świetne wykonanie „Kiedy umieram” z poprzedniej płyty. Jednak ku zdziwieniu i zaniepokojeniu fanów po jakiejś godzinie grania Drak zapowiedział ostatni utwór i muzycy zeszli ze sceny. W końcu to koncert urodzinowy! Reakcja publiczności chyba uzmysłowiła wówczas zespołowi gdzie jego miejsce, więc wszyscy czym prędzej złapali swoje instrumenty i powrócili aby zagrać jeszcze kilka numerów, po czym odbyło się wręczenie tortu i „Sto Lat!”. A potem Drak z kolegami usiedli na deskach sceny i wspólnie odśpiewali zadedykowane Docentowi „Pomiędzy niebem a piekłem”. Ładnie to wyglądało, ale zgadzam się, że wspominanie Doca na każdym koncercie pozbawia ten szlachetny w sumie gest jakiejkolwiek autentyczności... Wydawało się, że to już definitywnie koniec, ale determinacja fanów może czynić cuda. Tak więc Hunter powrócił na scenę po raz trzeci i – teraz już zupełnie na koniec – panowie wykonali „swój najbardziej znany kawałek” czyli... „Enter Sandman”! Co prawda trochę się rozjechali w pewnym momencie, ale i tak nie było to w stanie popsuć bardzo pozytywnego wrażenia, jakie po sobie zostawili. Szkoda tylko, że zabrakło odrobiny tej „urodzinowej wyjątkowości”, że był to raczej koncert z cyklu „jeden z...”. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Wysłany: Wto 22:17, 08 Lis 2005 |
|
|
KRI$$ |
Diabełek |
|
|
Dołączył: 08 Paź 2005 |
Posty: 13 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Warszawa |
|
|
|
|
|
|
Yeah, tym razem nie byłem, bo w ciągu ostatniego półrocza parokrotnie Hunterowałem, ale cieszę się, że kolejny warszawski koncert jednej z moich ulubionych kapel wypadł świetnie:)
Subcommandante, zajrzyj do obszernej relacji Drolgotha z Hunterfestu, kt. odbył się 13-14 sierpnia w Szczytnie. W ciągu dwóch pełnych dni (i kawałków nocy) wystąpiło 30 świetnych kapel - w tym sporo b. znanych. To tak a propos sugestii, że zespół Hunter nie ma przyjaciół!!! To w Szczytnie odbyły się prawdziwe 20 urodziny Huntera - zapewniam, tak huczne, o jakich większość polskich kapel może tylko pomarzyć. Koncert w Stodole był jedynie przeniesieniem 0,5% tej atmosfery warszawiakom, którzy na tegoroczny Hunterfest nie trafili.
Co do Pramy - pewnie przeoczyłeś ich koncert . Ja na Hunterfeście także , ale Drolgoth mówił, że ci 14-15-latkowie czadują w stylu Rage Against The Machine, i niewiele gorzej ! Zaś podczas występu Huntera mały wokalista Pramy dołączył na jeden utwór do Draka i rapował do jego śpiewu; to już słyszałem, i gdybym używał wulgaryzmów, napisałbym, że brzmiało to zajebiście ! Przy tym chłopaczek wyglądał i ruszał się tak, że żaden raper z MTV (blee!) by się nie powstydził (chyba że białego koloru skóry ). |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|