poświęcone muzyce metalowej

stingerin · Diabełek

No ryj mi się cieszy na samo wspomnienie tego koncertu Very Happy

i niesamowite, że kosztowało to tylko 8.88zł w przedsprzedaży i 10zł w dniu koncertu.
Radosna ta rzecz miała miejsce w prima aprilis 1 kwietnia 2006r. W Progresji naszej zacnej zagrały, w kolejności: Masticate, Climate, Ketha, Cremaster
Kiedy przyszliśmy na scenie montował się już Climate z Chełma, zespół mi do tej pory nie znany, nazwa mało przemawiająca dla fana death metalowych dźwięków... więc nikt się nie spodziewał tego co miało nadejść;] Już pierwsze dźwięki zapowiadały potęgę a każde następne utwierdzały mnie w przekonaniu że zespół jest naprawdę świetny! Panowie zaprezentowali nam piekny death metal wiejący tu i ówdzie melodią. Za garkami siedziało niewyględne z postury, chude chłopię o wdzięcznej i wiele mówiącej ksywie „Twister”, jak się później dowiedziałam, nowy nabytek Climate. Pomykał swobodnie po perkusji, szalenie ciekawie, tchnął kawał duszy w ten instrument i bardzo wzbogacił death metalowe łojenie kolegów, respekt! A co do kolegów… dwóch rewelacyjnych wokalistów dzierżących w rękach bas (pan od świńskiego wokalu) i gitarę rytmiczną (pan od wokalu growlującego, wydający z siebie od czasu do czasu niezwykle przejmujące piski i skrzeki). Podkreślę to raz jeszcze – Climate ma dwóch doskonałych wokalistów, do tego mają te wokale bardzo zróżnicowane co jest nieocenionym wręcz atutem. Obaj wokaliści rozstawieni po bokach sceny, łoili, growlowali, piszczeli, machali dyniami… a między nimi spokojnie stał gitarzysta, z miną jakby nie wiedział gdzie się znajduje, czasem jedynie machnął piórem i wyciął co jakiś czas jakąś piękną, krótką i treściwa solóweczkę Smile

Wyglądało to rewelacyjnie, a jak brzmiało to wiedzą tylko ci co byli.
Może i obsypałam ich zbyt dużą ilością wyrażająca mój zachwyt przymiotników ale uwierzcie mi, zespół jest tego wart, stanowi klasę sama w sobie i jeśli jeszcze gdzieś kiedyś zobaczę, że Climate gra nam w stolicy to idę w ciemno bo wiem, że będzie warto! Są naprawdę dobrymi muzykami i tworzą bardzo ciekawy death metal. Interesujący był też fakt, że większość ich utworów kończyła się nagle i w pół taktu, ewidentnie brakowało na końcu jeszcze chociażby jednej, finalnej nuty ale dawało to ciekawy i jakże zaskakujący efekt. Podczas koncertu zagrali cover Pink Floyda „Another Brick In The Wall”, jak dla mnie super Smile

No ale przejdźmy dalej, następny zespół – Ketha, tych widziałam już drugi raz na scenie i przyznam, że tego dnia udałam się do Progresji głównie ze względu na nich. Kolejny zespół na którego koncerty można chodzić w ciemno. Panowie są po porostu rewelacyjni, ale… ciężcy do sklasyfikowania. Ktoś określił kiedyś ich muzykę jako „progresywną”… hehe, jak nie wiemy do czego coś zakwalifikować to bezpiecznie jest powiedzieć, ze „grają progresywnie”. Może i można ich określić jako „ciężki progresywny metal” może jako „pokręcony metal” jak kto woli, na moje drewniane ucho grają coś między Meshuggah a Toolem i tego się będę trzymać. Grunt, że reprezentują szalenie wysoki poziom a ich utwory są bardziej niż ciekawe. Połamana muza kreacji najwyższych lotów, wgniata w ziemie. Ketha jest zespołem po prostu fenomenalnym!
Cremaster – słynni krakowsko-rzeszowscy jajcarze. Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą – chłopaki grają wesołego rock’n’rolla okraszonego tekstami z dupy, jest w tym szatan jest fajnie Wink

Każdy ich występ to w gruncie rzeczy wesoły, bluźnierczy i kiczowaty spektakl dający uczestnikom koncertu wiele radości;] Tego dnia wokalista znów przebrany za wielkiego, żółtego kurczaka z pasem naboi przewieszonym przez ramię, perkusista za coś w stylu świętego mikołaja w krótkich spodenkach, gitarzysta za cyrkowego clowna, basista na modłę Michaela Jacksona;] Scena przystrojona palmami jakby na niedzielę palmową, maskotkami i główkami kapusty pekińskiej;]
Żeby dodać koncertowi nieco powagi „zaprosili na scenę Madonnę” i naszym oczom ukazał się wokalista odziany z obcisłą, różową, atłasową damską koszulkę i czarne stringi, peruke, hantelki. Z głośników wydobył się „Hung Up” Madonny i nasz bohater odstawił krótki pokaz swojej sprawności fizycznej błyszcząc nam przed oczami swoja jędrną pupą Wink

to był piękny widok, flesze błyskały!
Za Cremasterem ciągnie się historia (i zdjęcia:) jak to na jakimś koncercie gdzieś przy południowej granicy wokalista rozebrał się do naga i odśpiewał co miał do odśpiewania z fajfusem na wierzchu… od tego czasu publika za każdym razem molestuje go o powtórzenie tego wybryku;] Tym razem również nie zabrakło błagalnych okrzyków „pokaż ch..!” na które co prawda frontman nie zareagował, ale zareagował jakiś pijany kamerzysta, który w euforii ściągnął spodnie i pokazał ze sceny publice swój goły, owłosiony… zadek;] dla takich chwil warto żyć, hehe
Potem zaczęło się wesołe dzielenie kapusty pekińskiej, którą wyjadał nasz frontman z rąk żeńskiej części publiczności.
Panowie zakończyli koncert tak jak zaczęli czyli utworem o tekście „wyginam śmiało ch..., wyginam śmiało ch…, bo mnie tooooo buja!” do melodii wesołej piosenki „wyginam śmiało ciało” znanej nam z disneyowskiego Madagaskaru.
To by było na tyle, jeśli ktoś z Was ma jakimś przypadkiem fotki z tego koncertu to ja poproszę Smile