| anubis56 |
| Diabełek |
|
| |
| Dołączył: 09 Paź 2005 |
| Posty: 27 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
 |
|
 |
|
Po długim odstępie czasu jest koncert w Białymstoku (nie licze Blitzkriega 3 bo to innego stopnia impreza...). Jako gwiazda Bright Ophidia, czyli znając życie nie można było się spodziewać dużej publiki, ale... wielki koncertowy głód zwyciężył - Gwint został zapełniony dostatecznie. Jak już przed chwilką napisałem to raczej brak koncertów sprawił zwiększone zainteresowanie, ponieważ skład dosyć dziwny: Red Emprez - muzyka elektroniczna, nie mająca w zasadzie związku z metalem (duet nadaje się bardziej na impreze gotycką...), Hellraizer - dopiero po raz drugi na deskach scenicznych, Cinis - grający po raz chyba piąty w tym roku i Bright Ophidia, czyli coś co wymaga troche myślenia przy słuchaniu (czyli to co nie jest mocną stroną większości słuchaczy muzyki ciężkiej hehe 
NO to przechodzimy do sedna sprawy, czyli występów:
Pierwsi panowie z Red Emprez. Garnitury itp. (ale oni tak zawsze...) Troche brzmienia lat 80 nie zaszkodzi. Co jest zaskakujące, wśród braci metalowej taka muzyka się podoba. Prawie wszyscy stali pod sceną, chociaż o szaleństwie pod sceną nie było mowy, ale lekkie "tykanie" głowami w rytm, łatwoprzyswajalnych taktów muzycznych, było wszechobecne. (Chociaż trzeba przyznać że znalazło się łącznie chyba ze czterech łebków coby próbowało przy tej muzie poszaleć Przy całym występie trzeba zaznaczyć jeszcze dwie rzeczy: ogromny feeling obu panów. Nieczęsto można zobaczyć takie wczuwanie się w wykonywaną przez siebie muzykę. Druga rzecz to nagłośnienie. Mimo że wielkich umiejętności do dobrego brzmienia takiej muzy raczej nie trzeba to jednak podbicie automatu było klasowe, tym bardziej że możliwości akustyki Gwintu nie są najlepsze. W ramach uzupełnienia napisze jeszcze, że oprócz znanych "hiciorów" tj: "Pussylover" czy "Caress me" pojawiły sie dwa nowe utwory, ktore... ciężko ocenić bo mocno kontynuują poprzedni materiał.
Dobra przechodzimy do kolejnego tworu muzycznego, którym był tego wieczoru Hellraizer. To ich dopiero drugi koncert, a już zrobili show hehe. Wystarczy chyba tylko wspomnieć że grają heavy metal... czyli coś co w Białymstoku w zasadzie nie istnieje. A że popyt na taką muze istnieje można było zobaczyć po reakcji publiki. Klasyczne utwory wśród których znalazła się nawet ballada (i to dosyć klasowa potrafiły rozruszać ospałe ciała zgromadzonych przed sceną. Inna sprawa że wokalista zrobił swoje, miotał się na scenie ile mógł, zagrzewał publike do klaskania, robienia chórków itp. (czyli klasyczne heavy metalowe zagrywki hehe). No i ciekawostka, bo inaczej tego nazwać nie moge. Hellraizer bardzo się spodobał zgromadzonym mimo fatalnego brzmienia (a wręcz braku) gitary. Zresztą sam się ściąłem na tym że mi to nie przeszkadza, chociaż należę do tych co wybrzydzają zazwyczaj na zły poziom nagłośnienia.
Hellraizer zakończył, a na scenę weszli panowie z Cinis. Chyba jedyny brutalny akcent tego wieczoru. Czy i tym razem znalazło się kilku spragnionych pogo? Okazało się że byli tacy, ale i tak nie na dużo było ich stać hehe. Cinis uderzyło potężną ścianą dźwięku. Klasyczny death metal, czyli to co misiaczki lubią najbardziej Szczególnie w tej części kraju jest to zawsze dobrze przyjmowana muza także mimo tak gęstej częstotliwości grania w rodzinnym mieście Cinis zawsze znajdzie przyjęcie. Chociaż trzeba także przyznać że mają siłę przebicia. W zasadzie zawsze dobrze brzmią (taka muza?). Wszystko jest tu na miejscu gitary, perka no i wokal - już wcześniej chwaliłem bardzo potęge wokalisty więc teraz nie będe . Gdyby jeszcze trochę bardziej się ruszał na scenie to byłoby gites... a tak mierna za dynamike hehe. W każdym razie jak komuś brakuje klasowego death metalu to radze zobaczyć na żywo właśnie Cinis. Nie ulega także wątpliwości to że jeśli nie jesteś fanem tego rodzaju muzy po dłuższym słuchaniu czujesz znużenie. Sprawdziło się to także tego wieczoru. Zazwyczaj krótkie sety były dobre, lecz tym razem z deczka dłuższy dał się we znaki. Pod koniec publika powoli miała dość (?). Nie zmienia to faktu że było więcej niż ok...
No i zostało danie główne, czyli Bright Ophidia. Widziałem już kilka razy ten zespół i za każdym razem było inaczej. Nie dali chyba jeszcze dwóch takich samych hehe. Zawsze coś było źle, a coś bardzo dobrze. To złe brzmienie, ale dobra dynamika. To kiepsko wykonane, ale z bardzo dobrą atmosferą na sali. Także nie można było nigdy jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie czy zagrali dobrze... I teraz także nie usłyszycie stanowczej odpowiedzi hehe. Nie ma co narzekać na nagłośnienie, bo jak na Gwint to ciut nie ideał. Od strony technicznej występ profesjonalny Ludzie przed sceną może nie do końca się spisali, ale widać że zespół ma już swoich zwolenników, chętnie przychodzących na ich koncerty. No dobra to dlaczego nie było dobrze? ... ... Czegoś zabrakło. Atmosfery bardzo dobrego występu! I tyle. Może się czepiam (nie byłbym sobą), ale lepszy zespół - więcej się wymaga. Co do setu to zespół przygotował oczywiście prezentacje swego nowego dzieła "Borderline", poprzedniczki "Red Riot", no i udało się cofnąć także do pierwszej płyty... To jest jeden z tych zespół na które zawsze jest miło przejść się na koncert
W ramach podsumowania: zaskakujący koncert - stosunkowo duża liczba osób i cztery występy należące do tych lepszych. Może nie fenomen, ale warto było się tam znaleźć.
Anubis |
|
