anubis56 |
Diabełek |
|
|
Dołączył: 09 Paź 2005 |
Posty: 27 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
|
|
|
|
Baltic Assault - koncercik taki troche znienacka, bo cała sprawa była nagłośniona dopiero tydzień przed... Także zębów nie ostrzył nikt. Druga sprawa że miejsce odbycia koncertu także było dziwaczne, bo "Trzy Korony" to nowe zjawisko zdecydowanie mało przystosowane do koncertów, ale... przyjemne. Scena prowizoryczna, malutka. Nagłośnienie? A co to takiego hehe... można by rzec. No ale w końcu miał być wieczór grindowy, więc takie sprawy są mało ważne. Istnieje tylko dobra zabawa i muzyka. Skład: do trzech grindowych dokoptowany jeden heavy (który zresztą grał miesiąc wcześniej). Jednym słowem do samego koncertu trzeba podejść troche w ramach eksperymentu, bo to raczej typowo podziemna impreza i takie sprawy jak nagłośnienie, efekt wizualny itp mają tutaj mniejsze znaczenie.
Po pierwsze: Hellraizer. Grają często, w zasadzie obsadzili wszystkie jesienne koncerty w Białymstoku, więc jest porównanie co do ich występów. Tutaj mieli trudne zadanie. Po pierwsze publika była skierowana na brutalne formy muzyczne (grind) więc zdecydowanie lekkie, melodyjne przyśpiewki heavy metalowe nie były w klimacie. Po drugie musieli wypróbować nagłośnienie (jeśli o istnieniu takowego można powiedzieć). Wyszło jak wyszło. Stopy w zasadzie nie było słychać, dobrze słyszalne gitary, wokal momentami miał przebicia... Ale jak na takie warunki nie ma chyba co narzekać. Z powodu małej sceny zespół statycznie wyglądał, wokalista dał się poznać z tego że próbuje robić show na scenie. W tym przypadku scena za mała, ale miał i tak duże pole do popisu, bo przed sceną nikogo nie było hehe. Prawde powiedziawszy sama muzyke także nie do końca przybrzmiała heavy metalem, nawet niezła balladka jaką może się poszczycić Hellraizer nie była tak klasyczna jak powinna. No cóż na podsumowanie moge tylko powiedzieć, że chyba jednak zespoły muszą pasować tematycznie do całości, bo potem są takie właśnie kwiatki. Sam w sobie występ niezły, ale jednak nie to na co wszyscy tego wieczoru czekali...
Po drugie: Inferia. Troszke zdziwienie, bo zespół zagramaniczy (Finlandia - kraina melodyjnych i słodko-gotyckich kapel się kłania). Na plakatach (takowe wogóle istniały?) wypisywany jako główna gwiazda, a tutaj rzucani na początek... o co biega? Mało ważne, trzeba było obadać co sobą prezentują. Porno grind bo tak się panowie podpisują nie polegał jednak na lataniu gołych babek po scenie (a szkoda!). Wszystko wychodziło w tekstach, z których w jednej z wypowiedzi międzyutworowej zrozumiałem cosik o sraniu, gównie itp hehe. No ale fakt że po angielsku to wokalista nie do końca zrozumiale gadał, więc trzeba było się skupić na muzyce,a ta.... no cóż kawał dobrego napieprzania. Zrobiło się ciężej, szybciej, mniej zrozumiale muzycznie (joke!) i było ok. Atmosfera zrobiła się zdecydowanie lepsza. A kilka, dokładnie trzy osobowości ruszyły przed scenę aby w rytmach grindowych troche poszaleć. Ogólnie od występu Inferii zaczęło się robić coraz lepiej. Co do muzyczno-nagłośnieniowej części moge dodać, że stopę było lepiej słychać . Z ciekawostek moge dodać że Inferia zagrała także cover - "Hell Awaits" z repertuaru Slayer.
Po trzecie: Neuropathia. Myśle że nie skłamie zbyt wiele jeśli powiem że zdecydowana większość ludzi przyszła zobaczyć właśnie ten zespół. Grind'n'Roll czy jak oni tam to nazywają jest naprawde niezłą pożywką koncertową. Chociaż pierwsza pieśń jakoś tak nie zapowiadała szaleństwa. No ale jakby nie patrzeć taka muza "do zabawy i szaleństwa" nie mogła obejść się bez szalenia przedscenowego. Było ostro... aż za bardzo dla niektórych, bo gdzieś w środku występu musieli wkroczyć na chwile ochroniarze hehe. Ale to przynajmniej powiększyło klimat. Gitarzysta z wokalistą czasami schodzili ze sceny (a raczej któryś z nich zawsze był na dole (?) hehe) i było ok. Ludziska się wyszaleli, a promocja nowego materiału zespołu "Satan is a cunt" udała się w pełni. Swoją drogą o co biega z szatanem, którego jest pełno w nowym wizerunku zespołu? No i rada dla wszystkich - jak bedziecie mieli okazję zobaczyć Neuropathię na żywo lepiej jej nie przepuśćcie. Takie "hiciory" jak "Szataniści są z lasu", czy "Graveyard Cowboys" ruszą umarłego hehe. No w każdym razie najlepszy występ wieczoru bez dwóch zdań.
Po czwarte: Squash Bowels. To oni najwidoczniej mieli być najwięksi tego wieczoru, ale jednak rzeczywistość okazała się inna. Po bardzo dobrym występie Neuropathii nie było szans aby zagrać jeszcze lepiej. Chociaż... za garami ponownie usiadł Psychoradek (drugi set pod rząd!). Zmiana klimatu na bardziej gore'owy i pojechali. Sam w sobie Squash Bowels nie zagrało źle, ale ludzie byli już zmęczeni - przed sceną nie było już chętnych do poszalenia. Powoli zaczęła się tendencja spadkowa i panowie chyba zdając sobie sprawę z tego zagrali krótko... ale zwięźle i po cichu musze przyznać że było dobrze. W porównaniu do ostatniego występu w Białym na grind tour de pologne było o niebo lepiej. Ale coraz częstszy przypadek na koncertach, czyli źle ustawiona kolejność zespołów dał się we znaki i tutaj niestety. Ale wierze że w innych miastach było inaczej
Po piąte: niedziela. Żyjemy!!! Dotrwaliśmy do końca i można było się ulotnić (czyt. powrócić do rzeczywistości). Trzeba przyznać że mile spędzony wieczór, zawsze to jakaś odmiana od zwykłych koncertów - trochę bardziej undergroundem jechało, ale to takze ma swój urok. Czy "Trzy korony" staną się miejscem koncertowania zespołów metalowych? czas pokaże, ale póki co trzeba cieszyć się tym że można było zobaczyć troche grindu na żywo... Może nie był to koncert marzeń, ale na pewno miły(śmierdzący, ohydny itp.) wieczór...
Anubis |
|