PonuryŻniwiarz |
Diabeł bez wideł |
|
|
Dołączył: 23 Mar 2006 |
Posty: 81 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Gdynia |
|
|
|
|
|
|
Cenie ich niezmiernie. Nile są u mnie numero uno wśród żyjących kapel teraźniejszych. Interesuje się Egiptem stąd prosta droga do sięgnięcia po albumy Nile. Najlepsza płytka jak dla mnie to Black Seeds of Vengeance. Kto nigdy nie słyszał o zespole musi nastawić się na to, że jest to muza trudna. Albumy zapadaja w pamięć dopieor po kilkunastu przesłuchania...przy pierwszym kontakcie prawie dla każdego jest to czysty chaos dopiero potem wyłaniaja sie kolejne instrumenty, harmonie, wokale, drugie dna itp. Lider Karl Sanders ma bardzo zdrowe podejście do tego co robi i naprawdę się w to wczuwa. Nagranie kolejnej płyty poprzedzone jest zawsze godzinami spędzonymi w bibliotekach gdzie zagłębiony w stare manuskrypty Sumeru i Egiptu pisze teksty na kolejną odsłone śmiercionośnej maszyny Nile. Najnowsze dzieło "Annihilation of the Wicked" nie bawi mnie juz tak mocno aczkolwiek nadal jest to ten sam zespół. Zarzutów o takim samym brzmieniu nie rozumiem, bo właśnie chodzi o ten klimacik, brudzik, pędzący pustynny piasek czy kto co tam widzi.
Polecam również solowy album Karla Sandersa "Saurian Meditation", który odkrywa tą łagodną, tradycyjną naturę twórców Nile. Rdzenna muzyka, tradycyjne instrumenty i akustyczne gitary coś na kształt egipskich mantr...wspaniale odpręża po skomasowanym ataku macierzystego zespołu, a ma ten sam klimat
Ramses Bringer Of War
PS. wybrałbym sie na koncercik, ale to czwartek będzie ciężko... |
|