m_marcolin |
Pomocnik Szatana |
|
|
Dołączył: 02 Wrz 2005 |
Posty: 235 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: gliwice |
|
|
|
|
|
|
Od wydania „Seven Seals” minęło już pół roku, ale myślę, że pisanie recenzji jest ciągle zasadne. Dlaczego? Dlatego, że jeśli istnieje coś takiego jak przepis na solidny, metalowy album, to Primal Fear wykorzystali go w 100% by stworzyć ten materiał.
Nie można oprzeć się pokusie, że wszystko jest tu idealnie na swoim miejscu. No bo już na początku dwa świetne, szybkie numery „Demons and Angels” oraz „Rollercoaster”. Zaraz potem killer w postaci kompozycji tytułowej, następnie galopujące, bardzo „judasowe” „Evil Spell” i „Immortal Ones”. Przychodzi kolej na chwilę wytchnienia no i jak królik z kapelusza wychodzi balladowy „Dibolus”. Jednak kto liczył na dłuższe zwolnienie poczuje się zawiedziony bo już pędzą „All for One” i „Carniwar”. Swoją drogą chyba nie da się śpiewać bardziej podobnie do Halforda niż Scheepers w tym drugim kawałku. Wokalista nigdy nie ukrywał fascynacji Judas Priest i jak powszechnie wiadomo był nawet bliski objęcia posady wokalisty u Anglików. Wracając jednak do „Seven Seals” to w końcówce mamy świetny „Question of Honour” i cudowną balladę „In Memory”, dla tej tylko piosenki warto jest poznać nowe dzieło „Pierwotnego Lęku”.
Nad całością unosi się duch byłego zespołu Ralpha - Gamma Ray (w mniejszym stopniu) i tego w którym zawsze chciał śpiewać - Judas Priest (w znacznie większym). Niemcy wykorzystują znane, oklepane patenty dodając do nich nutkę świeżości Nie ściemniają, że chcą zrobić coś nowego To zostawiają takim kapelom jak Meshuggah czy Sysyem of a Down. I chwała im za to... 4/5 |
|