subcommandante |
Diabeł bez wideł |
|
|
Dołączył: 08 Lip 2005 |
Posty: 76 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: z otchłani i czeluści |
|
|
|
|
|
|
Poznański Mortar to niestety jeden z tych zespołów, które ma się na myśli mówiąc o „setkach jednakowo brzmiących kapel” funkcjonujących w naszym metalowym podziemiu. Cztery utwory zamieszczone na „Spectator” to najbardziej typowy death metal jaki można sobie wyobrazić. Wszystko jest po bożemu - zróżnicowane tempa, standardowy, niski growling, umiarkowana dawka brutalności, trochę techniki i rytmicznych łamańców w stylu mistrzów gatunku z obozu nieodżałowanego Chucka S. Jednakże pomimo usilnych starań trudno znaleźć w tym materiale jakiekolwiek przebłyski oryginalności. Słuchacz, zwłaszcza przyzwyczajony do tradycyjnego, deathowego grania, ma wrażenie, iż każdy motyw, każdy riff i każdą zagrywkę słyszał już setki razy. Nierzadko w lepszym wykonaniu. A przecież wszyscy pamiętamy, co mówili Japończycy o naszej Edycie Górniak - po co mamy słuchać kopii, jeśli możemy mieć oryginał?
Jest to niestety przypadłość bardzo wielu rodzimych wykonawców, a death metal okazuje się być gatunkiem szczególnie zagrożonym zalewem wtórności, jednakowości i nijakości. Mortar nie jest wcale gorszy od innych podobnych kapel. Słychać, że panowie potrafią grać na swoich instrumentach i zdarzają się na płycie ciekawe, nieco progresywne zagrywki (chociaż moim zdaniem zdecydowanie brakuje solówek). Nie potrafią jednak czegoś o wiele ważniejszego - nie są w stanie zaproponować czegokolwiek od siebie, nie mogą wyrwać się z zaklętego kręgu powielania tego, co ktoś już kiedyś stworzył. Wskutek czego otrzymujemy materiał, który - choć nieźle zagrany - nie porywa, a na dłuższą metę wręcz nuży. Wszystko jest niby ładnie, ale powstaje pytanie - po co? Wzmocnione zresztą przez zamieszczony na płytce w charakterze bonusu, kompletnie chybiony „żarcik”, czyli wiersz niejakiego Aleksandra hr. Fredry o pewnej niezaspokojonej królewnie. Czy Mortar jest zespołem rockowym czy kiepskim pseudo-kabaretem? Jakoś nie widzę nic śmiesznego w zwieńczeniu progresywno-deathowej demówki kretyńskim wierszykiem. Chyba że cała płyta to tylko żart...
Żenada.
2/5 |
|