subcommandante |
Diabeł bez wideł |
|
|
Dołączył: 08 Lip 2005 |
Posty: 76 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: z otchłani i czeluści |
|
|
|
|
|
|
Najnowsza płyta warszawskiej formacji Hate ma jedną niezaprzeczalną zaletę – jest krótka. Gdyby ten materiał trwał chociaż o 10 minut dłużej, wytrzymałość przeciętnego słuchacza byłaby wystawiona na ciężką próbę. Z pewnością nie można odmówić zespołowi intensywności przekazu, jednak ta brutalna kanonada dźwięków z upływem kolejnych minut staje się coraz bardziej uciążliwa, wręcz fizycznie bolesna. Ale może o to właśnie twórcom chodziło...
Hate to pierwsza liga polskiego metalu i słychać to również na „Anaclasis”. To nowoczesny death, urozmaicony niekiedy (moim zdaniem zdecydowanie za rzadko) industrialno-elektronicznymi smaczkami. Muzyka jest motoryczna, oparta przede wszystkim na rytmie i mocnych akcentach, całość zaś ma posmak nieco „mechaniczny”. I ta właśnie „mechaniczność”, industrialność – zwłaszcza w wolniejszych fragmentach, przypominających może nieco Voivod – w kontekście całości wypada bez wątpienia najciekawiej.
Widać jednak wyraźnie, że zespół postawił generalnie na szybkość i brutalność, co nie do końca dało dobry rezultat. To prawda, jest ostro, bezlitośnie i rzeczywiście bardzo szybko (brawa dla Hellrizera za bębnami!), ale czegoś tam jednak brakuje i z każdym kolejnym utworem ma się wrażenie coraz większej monotonii. Pierwsze dwa kawałki potrafią jeszcze przyciągnąć uwagę – „Anaclasis” wyróżnia się fajnym, ciężkim riffem i rytmicznymi zabawami, a „Necropolis” to taki trochę death metalowy hit, z refrenem świetnie nadającym się do skandowania na koncertach. Dalej niestety robi się zbyt jednostajnie, wszystko jest do siebie podobne i słuchacz ma wrażenie obcowania z jedną, niezbyt zróżnicowaną kompozycją. Razi także trochę ciągłe powielanie tych samych patentów. To, co na początku jawi się jako ciekawe i oryginalne (jak np. pewne rozwiązania rytmiczne czy podkładanie perkusyjnych blastów pod dużo wolniejsze, „walcowate” gitary), pod koniec płyty zwyczajnie irytuje.
Panowie z Hate w swej ekstremalnej krucjacie zapomnieli chyba, że muzyka to mimo wszystko coś więcej niż brutalność. Na „Anaclasis” zdecydowanie brakuje tego „czegoś”. Próżno szukać tam melodii, czy nawet solówek, z których grania zespół najwyraźniej zrezygnował. A szkoda! Jeśli już mam masochistyczną ochotę oddać się naprawdę brutalnym dźwiękom, to idę sobie posłuchać młota pneumatycznego, szlifierki czy startującego odrzutowca. I nie wiem czy jest sens wykorzystywać swoje z pewnością niepospolite umiejętności gry na instrumentach w celu konkurowania z tymi wytworami techniki.
3/5 |
|