m_marcolin |
Pomocnik Szatana |
|
|
Dołączył: 02 Wrz 2005 |
Posty: 235 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: gliwice |
|
|
|
|
|
|
Jeśli jesteś fanem oldschoolowego, tradycyjnego heavy metalu ala Accept czy Helloween, jeśli ponad wszystko na świecie cenisz granie spod znaku Judas Priest i Running Wild, jeśli za Iron Maiden jesteś w stanie dać się pociąć to czym prędzej skończ czytać tę recenzję. Bright Ophidia to zespół, który czerpie z zuełnie innych źródeł, Dla nich mistrzami zapewne były bandy zza „wielkiej wody” jak Machone Head czy Pantera. Na pierwszy rzut oka widać również podobieństwa z Kornem, a nawet z Deftones. Większość utworów zbudowana jest na potężnych riffach, których nie powstydziłby się sam Tom Morello. Zdarzają się też chwile zwolnienia na złapanie oddechu, lecz na pewno nie stanowią one o sile tej muzyki. Tutaj rządzą gitary oraz wokalista czasami przypominający Jamesa Hatfielda z okresu „Load”, innym razem przywołujący na myśl Roberta Flynna. Album zaczyna się od mocnego uderzenia w postaci „Burn Yourself”, „Downer” i „Condemned Way”, potem jest różnie : czasem lepiej czasem gorzej. Miejscami bardziej żywiołowe innym razem całkiem nudno, ale poniżej pewnego poziomu Bright Ophidia nie schodzi. Napisałem o Rootwater, że dobijają się do polskiej czołówki, tymczasem twórcy „Red Riot” w ojczystym mainstreamie już są. 3+/5 |
|